Nasz najbliższy przeciwnik kojarzy się jeszcze z azjatycką egzotyką, ale w piłkę gra coraz lepiej. Świadczą o tym chociaż wyniki w obecnych eliminacjach. Wygrana u siebie z Serbami 2:1 i dwa remisy z Belgami (0:0 na wyjeździe i 2:2 u siebie - przyp. red.) nakazują więc umiarkowaną ostrożność przed potyczką na Łazienkowskiej. Z Kazachami po raz pierwszy zagraliśmy 6 czerwca 2003 roku w Poznaniu i nie mieliśmy większych problemów z wygraną 3:0 (trafiali kolejno Wichniarek, Dawidowski i Krzynówek z karnego). Ta druga potyczka, w Ałmatach, była już zdecydowanie trudniejsza. Po "nerwówce" w pierwszej połowie (m.in. zadrżała nasza poprzeczka) zwycięską bramkę strzelił siedem minut po przerwie Euzebiusz Smolarek. Reprezentację Kazachstanu od dwóch lat prowadzi Arno Pijpers. Rodak Beenhakkera swoje trenerskie szlify rozpoczynał w Feyenordzie (drużyny młodzieżowe), a pierwszą pracę "na wschód od Holandii" podjął z kadrą Estonii (od 2000 do 2004 roku). Po krótkiej przygodzie z FC Utrecht (funkcjonował jako dyrektor sportowy) postanowił zasmakować orientu i uczyć futbolu w pustynnej części Azji. Pijpers na rewanżowy mecz z Polską powołał głównie piłkarzy z kazachskiej ligi (FC Astana, FC Ałmaty i znany kibicom Groclinu - Toboł Kostanaj). Jego kadrę urozmaicają 26-letni bramkarz szwedzkiego Halmstad BK - Dawid Lorija, również 26-letni pomocnik Dynama Moskwa - Andrej Karpowicz (w klubie gra jednak sporadycznie) oraz 31-letni obrońca rosyjskiego FK Chimki - Dmitrij Ljapkin. Kogo należy się więc obawiać? Statystyki wskazują na Dmitrija Bjakowa. 29-letni napastnik FC Ałmaty dał się we znaki defensywie Azerów, Finów i Belgów. Jego trzy bramki w eliminacjach nie powinny jednak za bardzo przestraszyć polskich obrońców. Dlaczego? Bo to podopieczni Beenhakkera mają na murawie przy Łazienkowskiej grać piłką (a nie biegać za nią) i przede wszystkim strzelać bramki...