Obawy o mecz z Serbkami, decydujący o wejściu do ósemki, okazały się chyba niepotrzebne? Michał Dziubański: Dziewczyny wygrały 3:0, ale muszę przyznać, że trochę pomógł nam serbski trener. Kiedy zobaczyłem ich ustawienie, kamień spadł mi z serca. Nam pasowało aby nominalna czwórka Monika Molnar zagrała na pozycji trzy. Dlaczego Xu Jie wystąpiła na trójce, czyli na jedną grę? - Ma kłopoty z barkiem, baliśmy się, że w spotkaniu z defensorką Aną Marią Erdelji może stać się coś złego z ręką. Dlatego postawiliśmy na ustawienie taktyczne i ochronę zdrowia. "Ksenia" na razie gra średnio, musi się przełamać. Znakomicie spisuje się Li Qian, pozytywną ocenę wystawiam też Natalii Partyce. Awans do ćwierćfinału był planem minimum? - Tak i cieszę się, że go zrealizowaliśmy. Ale teraz kolejne wyzwanie, bo po zdobyciu srebrnego i brązowego medalu w dwóch poprzednich edycjach ME, znów bardzo chcemy znaleźć się na podium. Trafiamy jednak do doborowego towarzystwa. Przed chwilą rozmawiałem ze szkoleniowcem Niemek i on też przyznał, że nie ma już żadnej odstającej drużyny. Wszystkie są mocne. To takie "petardy", które mogą wystrzelić i wygrać. Nikt nie chce trafić na Holandię. - My też nie... Ale już w mistrzostwach świata pokazaliśmy, że można je pokonać, przecież mieliśmy piłkę meczową. Poza tym nie wierzę, aby czwarty raz z rzędu sięgnęły po tytuł. To byłoby lekkie "przegięcie", chociaż życzę jak najlepiej mojemu koledze, a ich trenerowi Chen Zhibinowi. Kto w takim razie triumfuje? Polska? - Już przed turniejem wyraziłem opinię, że będę bardzo zadowolony z brązowego medalu. To byłby spory sukces, a złoto - brzmi fantastycznie. Chyba jednak najciekawiej i najlepiej w Gdańsku i Sopocie grają Niemki. Mówi pan tak trochę z sympatii do tego kraju. Grał pan wiele lat w niemieckiej lidze. - Nie, sympatia do Niemiec nie ma tutaj znaczenia. Po prostu realnie oceniam szanse wszystkich ekip. Niemki potrafią wygrywać z Holenderkami - okazały się lepsze od Pomarańczowych w Lidze Europejskiej.