Wyszliśmy z pierwszej grupy, a w drugiej zaczęliśmy od meczu z Argentyną. Konfrontacja ta była kluczową dla układu tabeli i tak naprawdę decydowała o tym, czy awansujemy do półfinału, czy wrócimy do domu. Wiadomo, że w Argentynie rządziła wtedy junta wojskowa i różne rzeczy się działy na boisku i poza nim. Przy stanie 1-0 dla gospodarzy Mario Kempes zmierzającą do pustej bramki piłkę zatrzymał ręką na linii bramkowej. Co by się stało, gdyby ten mecz był grany dzisiaj? Przede wszystkim Argentyna grałaby w "dziesiątkę", bo Kempes dostałby czerwoną kartkę, a więc na pewno nie strzeliłby nam drugiej bramki. Ataki w 11 na 10 wychodziłyby nam jeszcze łatwiej, niż przy równym układzie sił. Stworzylibyśmy jeszcze więcej sytuacji i uważam, że nie przegralibyśmy tego spotkania. A tak, karnego nie wykorzystaliśmy (zmarnował go Kazimierz Deyna - przyp. red.), a Argentyna nie straciła Kempesa. Co najmniej remis w tym meczu dawał nam awans do półfinału! Gospodarze na mistrzostwach zostaliby tylko jako widzowie. Oczywiście, nasza reprezentacja miała kilka problemów. Nie grał Lubański, bo się nie wszystkim podobał, ja nie grałem od pierwszych minut, bo się nie wszystkim podobałem, a niektórzy zawodnicy przyjechali do Argentyny bardziej po to, żeby się kłócić o premie, niż grać. Uderzające jest jednak to, jak się piłka diametralnie zmieniła przez te 32 lata. Wielki Mario Kempes zrobił to samo, co Luis Suarez w meczu z Ghaną. Dzisiaj Blatter mówi, że trzeba zmienić przepisy, za celowe zagrania ręką na linii bramkowej karać zawieszeniem na dwa mecze itd., a Suarez wyleciał z boiska! Natomiast Kempes nie dość, że obronił ręką bramkę, to jeszcze w tym samym spotkaniu zdobył drugiego gola! Dyskutuj na blogu Zbigniewa Bońka! Tak Polska grała na MŚ w Argentynie: