Decyzja ma wymiar symboliczny. Wśród czołowych klubów Europy trudno wskazać drugi, w którym podstawowy skład byłaby aż tak oczywisty. Valdes, Alves, Pique, Puyol, Abidal, Xavi, Busquets, Iniesta, Messi, Villa i Pedro wychodzili razem na boisko w tym sezonie zaledwie sześć razy. Te sześć meczów przyniosły Barcelonie same zwycięstwa z bilansem bramkowym 27-3. Zdaniem Johanna Cruyffa szczególną uwagę należy zwrócić na tę drugą liczbę, według twórcy Dream Teamu Barcelona jest fantastyczna nie wtedy, gdy jest przy piłce, ale kiedy ją traci. Katalończycy zakończyli właśnie sezon ligowy mając 21 straconych goli, najmniej w historii Primera Division. Paradoksalnie posądzany o defensywną grę Real Jose Mourinho zdobył o 7 bramek więcej od Katalończyków, tyle, że aż o 12 więcej stracił. Można więc obronić tezę, że Barcelona wygrała rozgrywki nie tyle dzięki sile ofensywnego trio MVP (Messi, Villa, Pedro), ale doskonałej organizacji gry obronnej. Także dlatego Victor Valdes zdobył tytuł najlepszego bramkarza ligi czwarty raz w karierze. Przed finałem Ligi Mistrzów na Wembley jedyną wątpliwość Guardioli budzi jednak skład defensywy. Wszyscy w kadrze są zdrowi, ale trener Barcy skłania się ku pozostawieniu na ławce Erica Abidala. Wielki bohater klubu z Camp Nou, który zmagał się niedawno z nowotworem wątroby, odzyskał zdrowie, ale jeszcze nie wrócił do szczytu formy (przed operacją był najlepszym graczem drużyny). Tymczasem w ostatnich meczach sezonu, przede wszystkim z Realem Madryt, w defensywie Katalończyków fenomenalnie spisywał się Javier Mascherano. Barceloński dziennik "Sport" twierdzi, że w sobotę na Wembley defensywa Katalończyków zagra w składzie: Alves, Pique, Mascherano, Puyol. Stoper Carles Puyol zagrałby tym razem na lewej obronie, dwa lata temu w finale Champions League w Rzymie przeciw United wystąpił na prawej zastępując ukaranego za kartki Daniego Alvesa. Abidal też wtedy pauzował, dziś obaj nominalni boczni obrońcy Barcy podwójnie palą się do gry. Być może Francuza czeka jednak rozczarowanie. Jak policzyli dziennikarze z Katalonii spośród wszystkich graczy Barcelony Dani Alves grał najwięcej meczów finałowych. Na Wembley wystąpi w finale 12. raz, 9 zakończyło się zwycięstwem jego drużyn. Drugi w tej klasyfikacji jest Xavi Hernandez, też grał w finale 11 razy, ale zwyciężył tylko 8. W Manchesterze nie robią sobie nic z notowań firm bukmacherskich widzących faworyta w Barcelonie. Ligowym pojedynkiem z Blackpool, z Old Trafford pożegnał się 40-letni Edwin van der Sar. Ostatni raz w barwach "Czerwonych Diabłów" holenderski bramkarz wystąpi jednak w sobotę. Przed finałem jest optymistą, obiecał kibicom Manchesteru jeszcze jedno wspólne święto. Może nawet największe ze wszystkich, choć przecież w 2008 roku wygrywał już z klubem Champions League. Triumf nad Chelsea nie był jednak tak spektakularny, jak byłoby nad Barceloną. Być może kibice z Old Trafford podziwiali w niedzielę ostatniego gola Michaela Owena. Laureat "Złotej Piłki" z 2001 roku marzy o kilku minutach gry na Wembley, ale konkurencja jest ogromna. Chicharito Hernandez to objawienie sezonu, Wayne Rooney - emblemat drużyny, Dymitar Berbatow, król strzelców Premier League. Musiałby się zdarzyć cud, by Alex Ferguson wpuścił Owena na boisko. Każdy chce zdobywać bramki na Wembley. Poza...Andresem Iniestą. Rozgrywający Barcelony ma w domowym muzeum dwa niewiarygodne gole: z półfinału Ligi Mistrzów z Chelsea z 2009 roku i z finału mundialu w RPA, sprzed 11 miesięcy. Pytano go więc, czy marzy o trzecim, zwłaszcza, że w Primera Division pobił swój rekord życiowy uzyskując 8 bramek. Odpowiedział, że gdyby w sobotę długo utrzymywał się wynik nierozstrzygnięty, kibicom nie powinno nawet przemknąć przez głowę, iż to on rozstrzygnie losy meczu z Manchesterem. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu