Freediving to poszukiwanie wolności. Bez ciężarów na plecach, bez sprzętu krepującego ruchy. Ten sport nie jest zastrzeżony tylko dla młodzieńców z szeroką klatą. Tu liczy się umiejętność panowania nie tylko nad swoim ciałem, ale przede wszystkim umysłem. Przekraczanie granic wymaga długiej pracy nad jak najlepszym poznaniem samego siebie. Nie przez przypadek legendy freedivingu osiągają najlepsze wyniki - używając terminologii z innych dyscyplin - w kategorii wiekowej oldboja. Specjalny trening aktywizujący nieużywane przy oddychaniu obszary płuc pozwala powiększyć objętość płuc do ponad ośmiu litrów! W połączeniu z treningiem mentalnym pozwala to dziś zejść na głębokość ponad 200 metrów. Na pewno nie jest to wszystko na co stać człowieka. Przecież jeszcze kilka lat temu najgłębiej zanurzano się na 150 metrów, a dziś Austriak Herbert Nitsch legitymuje się wynikiem 214 metrów. Lista rekordów we wszystkich konkurencjach robi wrażenie, ale oprócz wyczynu Nitscha, najlepiej przemawia do wyobraźni osiągnięcie Toma Sietasa, który wstrzymywał oddech na 9 minut i 8 sekund. Podczas lipcowych mistrzostw świata Polak Tomasz Bryl wytrzymał pod wodą 7 minut i 15 sekund, co dało mu drugie miejsce. Ale pływanie bezdechowe nie oznacza tylko śrubowania niesamowitych rekordów. Ten piękny sport dla mniej wprawnych nie musi oznaczać igrania ze śmiercią. Wyczynowcy żyjący perspektywą osiągania wyników całkowicie abstrakcyjnych dla przeciętnego człowieka stanowią tylko niewielki ułamek freediverów. Bezpieczne pływanie w granicach rozsądku może być fantastycznym sposobem na poczucie związku człowieka z naturą. W Polsce najlepsze miejscówki są na jeziorach Wdzydze i Hańcza. Popularne są także śląskie Koparki. Trudno porównywać mętne polskie jeziora do akwenów w Egipcie, Chorwacji czy kultowej dla freediverów Taormoiny na Sycylii. Za to sprzęt nie stanowi problemu. Maska, fajka i płetwy to wszystko co potrzebne, aby leczyć stresy w kolorach podwodnego świata.