Za dwa skoki na odległość 132 metrów Małysz otrzymał łączną notę 278,2 punktów. To jego czwarte w tym sezonie i 28. w karierze zwycięstwo w zawodach PŚ. W niedzielę na Wielkiej Krokwi nasz trzykrotny mistrz świata wyprzedził Fina Janne Ahonena (270,9 pkt - 132 i 128,5 m) oraz Norwega Roara Ljoekelsoeya (268,7 pkt - 131,5 i 127,5 m), który w sobotę dzielił radość ze zwycięstwa z Polakiem. Dzięki wygranym w stolicy polskich Tatr Małysz awansował na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ. Na 25. pozycji sklasyfikowany został Robert Mateja (206,3 pkt - 116,5 i 112 m). Podobnie jak dzień wcześniej do drugiej serii nie zakwalifikowali się pozostali Polacy. Mateusz Rutkowski był 31. (93,9 pkt/110,5 m), Krystian Długopolski - 39. (89,8 pkt/108,5 m), Marcin Bachleda - 46. (85,4 pkt/105,5 m), a Rafał Śliż - 48. (83,5 pkt/105 m). Za tydzień odbędą się dwa konkursy w Sapporo, jednak trener Heinz Kuttin zdecydował, że Polacy nie polecą do Japonii i będą się już przygotowywać do MŚ w Oberstdorfie. "Biało-czerwoni" wystartują natomiast tydzień przed niemiecką imprezą we włoskim Pragelato, gdzie w przyszłym roku skoczkowie będą rywalizować o medale olimpijskie w ramach zimowych IO Turyn 2006. 27-letni Małysz jako trzeci skoczek w historii triumfował dzień po dniu w PŚ na przepięknym, 120-metrowym obiekcie w stolicy polskich Tatr. Wcześniej podobnym osiągnięciem mogli poszczycić się tylko dwaj Niemcy: Martin Schmitt (grudzień 1999 roku) i Sven Hannawald (styczeń 2003). Tym razem obydwu ich zabrakło w Polsce. Po niedawnych słabszych występach trener reprezentacji Niemiec Peter Rohwein postanowił dać trochę odpocząć Schmittowi. Natomiast Hannawald, do którego należy rekord Wielkiej Krokwi (140 m), w tym sezonie nie startuje. W ostatnich miesiącach przeżywał kryzys psychiczny, m.in. znalazł się w specjalistycznej klinice, gdzie leczył tzw. syndrom wypalenia. Przed konkursami w Zakopanem fani ostrzyli sobie zęby na pojedynek mającego za sobą publiczność Małysza z Ahonenem, który odnosząc rekordową liczbę zwycięstw zdominował sezon PŚ. W sobotę do rywalizacji dwóch wielkich skoczków nie doszło, bowiem Fin zajął "dopiero" czwarte miejsce. Polak musiał za to stoczyć zaciętą walkę o zwycięstwo z Norwegiem Roarem Ljoekelsoeyem. Bój był wyrównany i obaj skoczkowie zajęli ex aequo pierwsze miejsce, co zdarzyło się po raz siódmy w historii. W niedzielę nie było wątpliwości kto jest najlepszy. W pierwszej serii Małysz jako jedyny pokonał granicę 130 metrów i nad Ahonenem miał blisko osiem punktów przewagi. Trzeci był Ljoekelsoey, ale tracił do polskiego mistrza ponad dziesięć punktów. Kiedy Fin wylądował o 3,5 metra bliżej od Małysza i było już jasne kto będzie liderem na półmetku, wśród kibiców podniosła się ogromna wrzawa. Brawa, okrzyki i odgłosy trąbek z trudem zagłuszyła puszczona przez disc jockeyów piosenka "La Bamba". Kiedy w końcu przebiła się przez wrzawę na stadionie zapanowała fiesta, wszyscy tańczyli w rytm popularnej melodii. Radości publiczności w niczym nie popsuł fakt, że ponownie zawiedli pozostali reprezentanci Polski. Do drugiej serii awansował oprócz Małysza tylko Robert Mateja (ostatecznie był 25.). Kibice już pogodzili się z tym, że trener Heinz Kuttin, który odnosił przed rokiem sukcesy z drużyną juniorów, nie zbudował na razie silnego zespołu seniorskiego. Przed drugą serią żaden z kibiców zgromadzonych na trybunach Wielkiej Krokwi i poza bramami stadionu nie brał pod uwagę innej możliwości jak wygrana Małysza. Nawet grupa niemieckich fanów skoków, nadal czekająca na zwycięstwo swojego rodaka w tym sezonie PŚ, wspierała Polaka wymachując transparentem z napisem: "Hannover gruesst Adam Małysz". W przerwie sędziowie zdecydowali się wydłużyć rozbieg. Większość skaczących z siódmej (wcześniej z piątej) belki zawodników lądowała dalej niż w pierwszych próbach. Ljoekelsoey i Ahonen poprawili się odpowiednio o cztery i 3,5 metra i jasne było, że aby zwyciężyć Polak nie może skoczyć bliżej od nich. "Aaaaadam leeeeeć" - krzyknął spiker, a z nim kibice. Pomogło. Małysz leciał wspaniale i pewnie wylądował na 132. metrze, identycznie jak w pierwszej serii. Fani szaleli, a brawom nie było końca. Iza Małysz, eksponowana na telebimie, skakała w górę. Adam całował narty i machał do kibiców. Chwilę później zeskok spowił czerwono-niebieski dym, a z głośników popłynęła piosenka "You are simply the best!". Podczas dekoracji fani odśpiewali Adamowi chóralne "Sto lat" i długo skandowali: "Dziękujemy, dziękujemy". Wielki prezent kibicom sprawił dyrektor PŚ Walter Hofer, który stwierdził, że po tak wspaniałym spektaklu nie może się doczekać powrotu do Zakopanego za rok. Po konkursie dziesiątki tysięcy kibiców zalały Krupówki. Dwa zwycięstwa Małysza, jego awans na drugie miejsce w klasyfikacji generalnej PŚ i wspaniała atmosfera na zawodach wspaniale nastroiły ich do zabawy. Podobnie jak minionej nocy świętowaniu i śpiewom w barach czy restauracjach nie będzie końca. I można być pewnym, że za rok Zakopane czeka kolejny najazd fanów. <a href="http://skoki.interia.pl/ps/kalendarium">Wyniki niedzielnego konkursu w Zakopanem</a> oraz <a href="http://skoki.interia.pl/ps/klasyfikacja">Klasyfikacja generalna Pucharu Świata</a> <A href="http://sport.interia.pl/gal?galId=4809&tytulGal=Puchar%20Świata%20w%20Zakopanem%202005">Zobacz galerię zdjęć z Zakopanego</a>