A mogło być tak pięknie! Jeszcze na 7 minut przed końcem prowadziliśmy po golu Ebiego Smolarka. Dramat zaczął się jednak od koszmarnego błędu Artura Boruca, który w dziecinny sposób wypuścił piłkę z rąk (w zupełnie niegroźnej sytuacji). Z prezentu skorzystał Stanislav Szestak, który trafił do pustej bramki. Minutę późnej dobił nas ponownie Szestak. To chyba największy błąd Boruca w karierze. Na pewno najbardziej kosztowny. "Janosik i Tatry są nasze" "Cztery piąte Tatr leżą na Słowacji, a Polacy nazywają je swoimi górami. Pokażmy im na boisku, że Janosik i Tatry są nasze" - tak z kolei mobilizowała piłkarzy Vladimira Weissa bulwarowa gazeta "Novy Czas". Tak jak większość Tatr leży na Słowacji, tak większość kibiców na stadionie Slovana w środowy wieczór stanowili Polacy. Szkoda tylko, że nie wszyscy zachowywali się spokojnie. Zgodnie z zapowiedzią podopieczni Vladimira Weissa zaczęli ostrożnie. Więcej uwagi poświęcali grze obronnej. Widać, że wygrana Orłów nad Czechami w świetnym stylu wywarła na nich wrażenie. Weiss wyjątkowo nie chciał przegrać tego spotkania, bo gdy żegnał się z występami w reprezentacji Słowacji poległ z Polską aż 1:5. Słowacy nie tylko się bronili. Próbowali się przedrzeć pod bramkę Artura Boruca skrzydłami. Zagrażali też po stałych fragmentach gry, jak po tym pierwszym, gdy Peter Pekarik posłał piłkę głową nad bramką po podaniu z wolnego Marka Hamszika. To było pierwsze ostrzeżenie dla naszej ekipy. W odpowiedzi z 20 m uderzył Roger. Strzał zupełnie mu nie wyszedł. Później zabawy w przyjęcie piłki mogły źle się skończyć dla Marcina Wasilewskiego. W 14. min wyprzedził go już Stanislav Szestak. Sytuację uratował rozpaczliwy wślizg "Wasyla" i przytomne wybicie Michała Żewłakowa. "Żewłak" po chwili musiał naprawiać błąd Grzegorza Wojtkowiaka, który zapędził się do przodu i Słowacy w dwójkę sunęli prawym skrzydłem. Pierwszy raz zagroziliśmy bramce Sztefana Seneckiego w 20. min, gdy po podaniu Mariusza Lewandowskiego z narożnika pola karnego strzelał Paweł Brożek. "Brozio" mógł jeszcze podawać do wchodzącego w "szesnastkę" Jakuba Błaszczykowskiego, ale jego strzał był niezły. Zabrakło metra, by piłka ugrzęzła w siatce. Ciekawie było w 35. min. Najpierw, po rzucie rożnym bitym przez Rogera i zgraniu głową Brożka przewrotką strzelał Wasilewski (o pół metra za wysoko). W rewanżu - po zbyt krótkim wybiciu Artura Boruca (ratował nas po ostrym dośrodkowania) do pustej bramki nie trafił Robert Vittek, który w momencie oddawania strzału poślizgnął się. "Biało-czerwoni" musieli się niepokoić po faulu Wojtkowiaka na uciekającym prawym skrzydłem Szestaku (obrońca Lecha został sam, bez asekuracji). Zadawaliśmy sobie pytanie, jakiego koloru sędzia pokaże kartkę, ale nie był zbyt surowy - wyjął żółtą. Ale to my powinniśmy wygrywać do przerwy. Po pięknym podaniu Rogera lewą flanką popędził Rafał Murawski, który wycofał na szesnasty metr do Jakuba Błaszczykowskiego. Kuba podbiegł ze zwodem jeszcze pięć metrów i huknął z prawej nogi. Do zdobycia gola zabrakło kilku centymetrów. Piłka zamiast wpaść do bramki, przeszła nad poprzeczką. Super akcja Orłów W II połowie nasza gra się zepsuła. Za łatwo traciliśmy piłkę. A Słowacy czekali na przechwyty i ruszali do przodu. W 60. min z 18 m po ziemi strzelał Erik Jendriszek. Ten sam zawodnik był nieobstawiony w naszym polu karnym przestrzelił z ośmiu metrów po kornerze (66. min). Rywal naciskał coraz mocniej. Kibice gospodarze zaczęli się domagać: "My chcemy gol!", a Boruc - widząc co się dzieje, coraz dłużej głaskał piłkę przed wprowadzeniem jej do gry. Po wrzucie z autu w 64. min próbował strzelać z obrotu Brożek, ale przeniósł nad poprzeczką. 20 minut przed końcem meczu Polacy zwariowali ze szczęścia. Orły przeprowadziły wspaniałą akcję. Wszystko zaczęło się od krótko rozegranego wolnego przez Łukasza Gargułę ("Guła" - jak mawia o nim Leo zdecydowanie poprawił nam rozegranie piłki). Później piłka wędrowała od nogi do nogi, aż w końcu po miękkiej wrzutce Błaszczykowskiego w pole karne trafiła do "Brozia". Nasz napastnik po profesorsku wyciągnął Seneckiego z bramki i oddał na prawo do Ebiego Smolarka, który nie mógł nie trafić do "pustaka". Dobił nas Szestak W momencie, gdy kontrolowaliśmy mecz, a wśród polskich fanów trwała feta (odśpiewano nawet "Mazurka Dąbrowskiego") doszło do fatalnego błędu Boruca i straty gola. Później nie popisała się też obrona, bo piłka odbita od słupka nie została przez nikogo wybita, z czego skorzystał ponownie Szestak i tak punkty zostały w Bratysławie. W dziwnych i dramatycznych okolicznościach. Michał Białoński, Bratysława Eliminacje MŚ 2010 Słowacja - Polska 2:1 (0:0) 0:1 Smolarek (70. z podania Brożka), 1:1 Szestak (85.), 1:2 Szestak (86.) Słowacja: Stefan Senecky - Peter Pekarik, Martin Petras, Jan Durica, Marek Cech - Marek Sapara (72. Martin Jakubko), Radoslav Zabavnik (83. Jan Kozak), Stanislav Sestak, Marek Hamsik, Erik Jendrisek (81. Branislav Obżera) - Robert Vittek. Polska: Artur Boruc - Marcin Wasilewski, Michał Żewłakow, Dariusz Dudka, Grzegorz Wojtkowiak - Jakub Błaszczykowski, Mariusz Lewandowski, Rafał Murawski (65. Łukasz Garguła), Euzebiusz Smolarek - Roger Guerreiro (89. Robert Lewandowski) - Paweł Brożek (84. Jacek Krzynówek). Sędzia: Bertrand Layec (Francja). Żółte kartki: Radoslav Zabavnik, Branislav Obżera (Słowacja); Grzegorz Wojtkowiak (Polska). Widzów: 17 653.