Schmidt został zatrzymany w czasie odbywających się w ubiegłym tygodniu w Seefeld mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Wraz z nim policja zatrzymała jeszcze pięciu sportowców oraz ojca Schmidta - Ansgara, adwokata. Ale to może być początek wielkiego skandalu dopingowego. Monachijski prokurator Kai Graber mówi o "obfitości dowodów". Mnóstwo młodych sportowców Wpadają albo przyznają się kolejni sportowcy. Transfuzję krwi, niedozwoloną metodę wspomagania się, którą nadzorował doktor Schmidt, stosował austriacki kolarz Georg Preidel, ubiegłoroczny zwycięzca etapu Tour de Pologne w Bukowinie Tatrzańskiej. Klientem lekarza był inny Austriak Stefan Denfil, z którym jakimś cudem polska grupa CCC Team zdołała w zeszłym roku rozwiązać kontrakt, jak głosi oficjalny komunikat, "z powodów osobistych". Mark Schmidt przebywa obecnie w areszcie w Monachium. Postawiono mu zarzut "oszustwa w sporcie celem uzyskania korzyści majątkowej". Podobno mówi, i to dużo. Sportowy świat bardzo się tego boi, bo w świecie niemieckiego i austriackiego sportu był osobą bardzo wpływową. Pochodzący z Erfurtu bardzo dobry sprinter Marcel Kittel, napisał na swoim profilu społecznościowym, że przez gabinet dr. Schmidta przewinęło się "mnóstwo młodych sportowców". "Są teraz wytykani palcami, choć nie są odpowiedzialni za nic". Przepisywał nawet Viagrę Kim jest Mark Schmidt? Aż dziwne, że nadal działał w sporcie. Ma w biografii znaczące przewinienia związane ze stosowaniem dopingu. W 2005 roku zaraz po zakończeniu studiów rozpoczął współpracę z grupą kolarską Gerolsteiner. W dzienniku "Die Welt" menedżer zespołu Hans-Michael Holczer opowiada, że młody lekarz wzbudził jego zaufanie, bo przecież nie mógł mieć nic wspólnego z niedozwolonym wspomaganiem, był osobą niedoświadczoną, świeżo po zakończeniu nauki na uczelni. Co więcej, Schmidt chętnie brał udział w spotkaniach Stowarzyszenia na Rzecz Czystego Kolarstwa. Początek XXI wieku to był czas wielkich afer, kolarstwo próbowało się samoistnie odnawiać. Ale to właśnie Schmidt stał za kolejnymi skandalami. To on przepisywał nowy rodzaj EPO, tzw. EPO Cera najlepszym zawodnikom Gerolsteiner - Benardowi Kohlowi (trzecie miejsce na Tour de France, potem dyskwalifikacja) i Stefanowi Schumacherowi. Schumacher w wywiadzie dla "Sport Bild" opowiadał, że Schmidt od początku balansował na granicy prawa. Luźno traktował przepisywane leki na receptę i wyraźnie sugerował, że "może pomóc". Jemu zaproponował np. lek na potencję - Viagrę, "bo miała poprawić oddychanie". Zdaniem Schumachera, Schmidt od początku wydawał mu się "ciemną postacią". Ale mimo oskarżeń, które już w tamtych latach złożyli Kohl i inni kolarze, Schmidt nie został skazany ani nie zakazano mu pracy ze sportowcami. Rozpadła się z powodu praktyk dopingowych grupa Gerolsteiner. Dopingowy lekarz podczas procesu został wybroniony przez swojego ojca. 5 tys. euro od zawodnika Potem, w swojej rodzinnej miejscowości Erfurcie, prowadził wraz ze swoją matką, gabinet "Centrum Badań Medycznych w Sporcie". Placówka posiadała autoryzację landu Turyngii oraz miejscowego odpowiednika komitetu olimpijskiego. Jego ojciec założył natomiast fundację pomocy młodym zdolnym sportowcom. Rekomendowano im korzystanie z usług medycznych dr. Schmidta. To był świetnie działający biznes. Lekarz za opiekę nad jednym sportowcem brał średnio 5 tys. euro. Przychodzili do niego zawodnicy z wielu dyscyplin - kolarze, lekkoatleci, narciarze. Mieli różną motywację. Wspomniany Georg Preidel nie odnosił żadnych sukcesów, był kolarskim wyrobnikiem. - Nie miał żadnej presji wyników, był osobą normalną, naturalny, dyskretny, trochę nieśmiały. Nie mogę zrozumieć, po co on to wszystko robił - powiedział w "L'Equipe" kolega z grupy Preidela, Thibaut Pinot. Schmidt specjalizował się przede wszystkim w dopingu krwi tzw. transfuzji autologicznej. Efektem tej metody było zwiększenie hematokrytu, a co za tym idzie wydolności sportowca. Jej zaletą - z punktu widzenia oszustów - są trudności w wykryciu stosowania metody. Sportowiec musi być kontrolowany bardzo często, a najlepiej złapany na gorącym uczynku, tak jak to się stało w Seefeld z austriackim biegaczem narciarskim. Lekarze od dopingu Działalność lekarza z Erfurtu porównywalna jest z tym, co robił słynny hiszpański ginekolog Eufemiano Fuentes. Blisko 13 lat temu hiszpańska policja przeprowadziła operację Puerto. W gabinecie Fuentesa znalazła setki torebek z krwią przygotowanych do transfuzji. W aferę zamieszanych było kilkunastu znanych wówczas kolarzy, których - w większości - dane udało się zidentyfikować, m.in. Jan Ullrich, Ivan Basso, aktualny mistrz świata Alejandro Valverde. Na liście klientów znajdowali się również przedstawiciele innych dyscyplin, także piłkarze, ale pozostali anonimowi. Inni słynni dopingowi lekarze to Francesco Coconi, który wprowadził EPO do świata sportu, którego pseudonimy - "doktor krew", "magik", "czarodziej", "pan EPO" - wystarczają, by wiedzieć, czym się zajmował. Coconi wychował Michele Ferrariego, "trenera" Lance'a Armstroga. W Wielkiej Brytanii toczy się - prowadzone przez komisję parlamentarną - dochodzenie w sprawie dr Richarda Freemana, który pracował w Brytyjskiej Federacji Kolarskiej i Sky, a jego działalność w świecie sportu jest mocno podejrzana. To on m.in. przekazać przed jednym z wyścigów w 2011 roku tajemniczą paczkę Bradley'owi Wigginsowi, a dokumenty, co było zawartością tego "podarunku", zniknęły. Słynna sprawa Fuentesa rozmyła się, bo śledczy nie mieli dość dowodów, a przepisy antydopingowe były bardziej łagodne. Funkcjonariusze w Niemczech mają znaczne ułatwienia. Stosowanie dopingu i jego zlecanie jest karalne, a więc można prowadzić zaawansowane śledztwo, zakładać podsłuchy itp. Mark Schmidt dlatego chętnie współpracuje z prokuraturą, a to może oznaczać daleko idące konsekwencje tej afery. Olgierd Kwiatkowski