O problemie dopingu, na polskim podwórku, znów zrobiło się głośno, z powodu wpadki dwóch pięściarzy zawodowych, Michała Cieślaka i Nikodema Jeżewskiego. Obaj sportowcy stoczyli walkę 10 grudnia we Wrocławiu, w kontrowersyjnych okolicznościach wygrał Cieślak, ale w ostatni poniedziałek gruchnęła wiadomość, że walczyli pod wpływem niedozwolonych substancji. U Cieślaka i Jeżewskiego wykryto po dwie substancje. Jedną zbieżną, czyli oxandrolon, a ponadto w przypadku Cieślaka - mesterolon, zaś u Jeżewskiego osławione meldonium. Ta historia tylko przypomniała, że od lat trwa wyścig zbrojeń, który jeszcze długo nie zakończy się triumfem "czystego" sportu. - Ogółem, w zeszłym roku pobraliśmy niemalże 3300 próbek i na tej podstawie wszczęliśmy ponad 60 postępowań o naruszenie przepisów antydopingowych. Mówimy tu nie tylko o próbkach, które były pozytywne. To dotyczy też sytuacji, gdy zawodnicy odmówili oddania próbki, czyli tzw. przypadków nieanalitycznych, a zatem stwierdzonych na innej podstawie niż wynik badania laboratoryjnego, np. na podstawie zeznań - mówi dyrektor Michał Rynkowski. Szef Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie jednocześnie zastrzega, że nie jest powiedziane, iż każda sprawa zakończy się bezwzględnym i surowym skazaniem zawodników. - Otóż, dla przykładu, ktoś mógł otrzymał tzw. retroaktywną zgodę na stosowanie substancji zabronionej, dostając tzw. wyłączenie dla celów terapeutycznych. To powoduje, że z automatu sprawa została wyjaśniona, iż stosował substancję w sposób legalny - dodaje Rynkowski. W takich przypadkach sportowiec, aby z całym przekonaniem uniknąć kary, też musi dopełnić pewnych obowiązków. W przeciwnym razie, z postępowania nie wyjdzie "suchą stopą". - Jeśli zawodnik nie dochował należytej staranności i jego jedyny błąd polega na tym, że nie zgłosił się do nas z informacją, iż dysponuje taką zgodą, to jego odpowiedzialność będzie proporcjonalnie niższa niż w przypadku zawodnika, który z pełną premedytacją stosował substancję zabronioną. Zdarzają się takie przypadki i wtedy kończy się na przykład naganą, a czasami karą czasowego zawieszenia, lecz nie na dwa lub cztery lata, tylko powiedzmy sześć miesięcy - kończy dyr. Rynkowski. Artur Gac Ty też możesz pomóc! Czekamy na Twoje wsparcie na pomagam.interia.pl!