"Do występu na olimpiadzie brakuje mi mniej więcej 150 punktów, no ale jeszcze jest dość dużo czasu, bo odpowiedni ranking trzeba uzyskać do 9 czerwca. Jedyne punkty, jakie mogę w najbliższym czasie stracić, to za drugą rundę w Indian Wells i finał 75-tki ITF, a poza tym, to jestem na wznoszącej i mogę tylko zyskiwać" - powiedziała Domachowska, która w ubiegłym sezonie spadła pod koniec drugiej setki rankingu tenisistek. W styczniu Domachowska przebiła się przez eliminacje wielkoszlemowego Australian Open, a później w turnieju głównym dotarła do 1/8 finału, gdzie przegrała po wyrównanym meczu z Amerykanką Venus Williams. Ten występ pozwolił jej wrócić do czołowej setki klasyfikacji tenisistek, ale w lutym - jeszcze według starego rankingu - musiała grać w eliminacjach imprez WTA w Bogocie i Vina del Mar, gdzie odpadła odpowiednio w trzeciej i drugiej rundzie, ponosząc porażki z mało znanymi zawodniczkami. "Zagrałam tam bardzo słabe mecze, więc nie będę mile wspominała tych turniejów. Popełniłam błąd w planowaniu, bo na kortach ziemnych inaczej się gra niż na twardych i nie zdążyłam się przestawić po Australii. W dodatku tam graliśmy na wysokości 2800 metrów nad poziomem morza i to było straszne, a po przylocie usłyszałam, że powinnam co najmniej dziesięć dni się aklimatyzować - powiedziała Domachowska. "Ja mam niestety taki styl gry, że cały czas muszę być pobudzona, a tam poruszałam się bardzo wolno i po trudniejszej wymianie miałam kłopoty ze złapaniem głębszego oddechu. Mam nauczkę i więcej tam się nie wybiorę. Już kiedyś tam byłam, bo jak miałam 16 lat dostałam "dziką kartę", ale wtedy powiedziałam sobie, że już tam nigdy nie pojadę. Niestety, zapomniałam o tym - dodała. - Poza tym, mam nadzieję, że za rok o tej porze będę o wiele wyżej w rankingu i wtedy zamiast myśleć o szukaniu punktów w Ameryce Południowej, być może uda mi się wystąpić w Dubaju i Dausze. Jeszcze nigdy tam nie grałam". Z Ameryki Południowej polska tenisistka wróciła z niewielką kontuzją mięśni brzucha, ale teraz zapewnia, że już wszystko jest w porządku i teraz leci na ponad miesiąc do USA. "W piątek lecę do Indian Wells, a później do Miami, Amelia Island i może jeszcze Charleston. To są najbliższe plany, ale głównym celem wiadomo są igrzyska, dlatego teraz będę starała się po prostu grać jak najlepiej, żeby awansować wystarczająco wysoko w rankingu - powiedziała Domachowska. - Kiedyś bardziej lubiłam ziemię, ale ostatnio lepiej się czuję na twardych kortach, a Indian Wells i Miami, to praktycznie ostatnie turnieje na tej nawierzchni. Dwa kolejne to co prawda korty ziemne, ale ich amerykańska odmiana, o wiele szybsza od naszej". "Ciężko mi oceniać swoje szanse, bo choć rozstawione zawodniczki mają wolną pierwszą rundę, to tak naprawdę wszystko zależy od wyników losowania. Na pewno w każdym chciałabym wygrać przynajmniej jeden, dwa mecze, ale zobaczymy. Największe nadzieje wiąże z Indian Wells: dobrze mi się tam gra, bardzo podoba mi się hotel i korty. Zresztą z trzech startów dwa razy byłam tam w drugiej, a raz w trzeciej rundzie" - dodała. Domachowska miała już okazję występować w Azji, a w październiku 2005 roku w Pekinie dotarła do półfinału turnieju rangi WTA Tour, gdzie przegrała z Niemką Anną-Leną Groenefeld. "W Pekinie byłam trzy razy i mogę powiedzieć, że dobrze mi się tam gra. Nie przeszkadza mi klimat, dlatego jestem dobrej myśli. Oczywiście wcześniej muszę się zakwalifikować do igrzysk, ale i tutaj jestem optymistką" - powiedziała Domachowska.