Na razie to nazwisko niewiele mówi przeciętnemu fanowi sportu nad Wisłą, ale fachowcy wróżą 18-letniej zawodniczce warszawskiej Mery dużą karierę w zawodowym tenisie. Większą być może nawet od Grzybowskiej, która w 1998 zajmowała 30. pozycję w rankingu WTA Tour. W ubiegłym tygodniu w Sopocie, Polka odniosła swój największy sukces w karierze, awansując do półfinału turnieju WTA Idea Prokom Open (pula nagród 300 tysięcy dolarów). Na drodze do tego wyniku wyeliminowała, także po raz pierwszy w życiu, zawodniczkę sklasyfikowaną w pierwszej "20" światowego rankingu. Właśnie po zwycięstwie nad reprezentantką Izraela Anną Smashnovą-Pistolesi, Marta Domachowska, która w najnowszym rankingu WTA zajmuje 109. pozycję, udzieliła wywiadu INTERIA.PL. INTERIA.PL: - Dopiero w tym roku zaczął się Twój szybki awans w rankingu. W poprzednim sezonie także miałaś na szanse, ale nie wykorzystałaś nawet "dzikich kart" w Warszawie i Sopocie. W stolicy uległaś Renacie Voracovej, a nad morzem Silviji Talaji... Marta Domachowska - Przyznam się szczerze, że w ubiegłym roku to były dwa najsłabsze mecze w moim wykonaniu. Właśnie ten na Warszawiance i w Sopocie. - Później - w grudniu - przeszłaś eliminacje w Pattayi i znów odpadłaś w I rundzie. W kwietniu w Casablance w końcu jednak udało Ci się pokonać tę barierę i odnieść pierwsze zwycięstwo w turnieju głównym WTA Tour. Czy to był jakiś punkt przełomowy? - Myślę, że duże znaczenie miały już wcześniejsze dwa turnieje ITF w Belfort i Warszawie. To były, co prawda, imprezy z pulą nagród 25 tysięcy dolarów, ale na pewno dodały mi pewności siebie. - No i wspomniana Casablanca. Zwycięstwo w I rundzie nad znacznie wyżej notowaną Julią Vakulenko. - Występ w Maroku to było moje pierwsze zwycięstwo w turnieju głównym WTA Tour no i... teraz idzie już coraz lepiej. - Czy z tą szczęśliwą Casablancą wiążą się jakieś Twoje szczególne wspomnienia. Zapamiętałaś to miejsce specjalnie? - Tak, bo wygrałam tam swój pierwszy turniej do lat 18. Był on II kategorii i od tamtego momentu lepiej poszło mi wśród juniorów - weszłam do pierwszej "20". Mam nadzieję, że teraz Casablanca także okaże się kluczowa w mojej seniorskiej karierze. - Jak na razie rok 2004 bardzo udany. Jak po ponad połowie roku oceniasz sezon i na jakim etapie jest wykonanie planu czyli awansu do "100" rankingu WTA Tour. - Jestem już znacznie bliżej (rozmowa przeprowadzana była po meczu II rundy Idea Prokom Open z Anną Smashnovą-Pistolesi - przyp. red.). Nawet nie zastanawiałam się, na którym miejscu jestem w tym momencie, ale to naprawdę blisko celu. - Grałaś wiele turniejów z cyklu ITF (5 zwycięstw), teraz pora na WTA Tour. Jaka - poza poziomem sportowym - jest twoim zdaniem największa różnica? - Na pewno organizacja jest zupełnie inna i zdecydowanie lepsza niż w imprezach niższej rangi. - A czym się różni życie zawodnika WTA Tour od ITF Circut? - Przede wszystkim w WTA Tour bardzo dba się o zawodnika. Naprawdę grając na tym poziomie czujesz się bardzo dowartościowany. - Wielu tenisistów skarży się na życie w ciągłych rozjazdach i na psychologiczny aspekt takiej pracy. Jak sobie z tym radzisz? - Co do wyjazdów, to lubię podróżować i to akurat mi nie przeszkadza. Najgorsze są same przeloty. Cały dzień w samolotach, to jest męczące. - Ostatnio mówi się sporo o zmianie tenisowego kalendarza. Wielu zawodników uważa, iż jest on za bardzo przeładowany. - Jeśli chodzi o mnie to wraz z trenerem tak ustalamy kalendarz, bo wszystko mi pasowało. - Najczęściej, choćby z racji tego, że jesteś Europejką, grasz na kortach ziemnych, ale gdybyś miała podać klasyfikację twoich ulubionych nawierzchni to... - Na pierwszym miejscu zdecydowanie korty ziemne. Później hardcourt (korty twarde), dywan i trawa na samym końcu... Na pewno wszystko przed trawą. - Co sądzisz o tenisie na olimpiadzie i czy słyszałaś o ostatnim konflikcie pomiędzy WTA a Niemieckim Komitetem Olimpijskim (władze niemieckiego sportu zdecydowały, iż - mimo wystarczającej pozycji w rankingu - Marlene Weingartner i Anca Barna nie pojadą do Aten). - Słyszałam. Cóż myślę, że olimpiada jest na pewno wielkim przeżyciem i... tyle. - W jednym z wywiadów powiedziałaś, że nie lubisz oglądać tenisa w TV. To prawda? - Tak, to prawda (śmiech). - Czy to kwestia pewnego przesytu czy inny powód? - Może jest to kwestia cierpliwości, ale też dlatego, iż sama wolałabym występować, niż oglądać. Lubię śledzić spotkania, ale na żywo - bezpośrednio z trybun. - Twoim ulubionym graczem jest Hewitt. Dlaczego? - To było kiedyś. Teraz nie mam takiego idola. A Lleyton był strasznie waleczny i strasznie mi się podobał. - Podobno jednym z twoich ulubionych sportów jest piłka nożna. Grasz czy oglądasz. - Przyznaję, że lubię śledzić piłkę nożną w telewizji. Jeśli oglądasz to kibicujesz szczególnie jakiemuś klubowi lub zawodnikowi? - Nie, po prostu lubię ten sport. Rozmawiał w Sopocie: Witold Cebulewski