Maciej Skorża, w swoim drugim sezonie pracy z Wisłą, wywalczył drugi tytuł mistrza Polski! O ile przed rokiem krakowianie zdeklasowali rywali uzyskując nad drugą w tabeli Legią 14 punktów przewagi, to w zakończonych w sobotę rozgrywkach złote medale zapewnili sobie dopiero w ostatnim meczu. - Ten sezon kosztował mnie dużo zdrowia, kiedyś za to zapłacę - nie krył krakowski szkoleniowiec, dodając: -Te rozgrywki nauczyły nas pokory wobec każdego rywal. Jesienią popełniliśmy grzech pychy, bo wydawało się, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym. Postaram się, aby taka sytuacja już się nigdy nie powtórzyła. Wisła przystępowała do sezonu w roli faworyta. Z mistrzowskiej ekipy odeszli wprawdzie: Dariusz Dudka, Adam Kokoszka, Jean Paulista i Radosław Matusiak, ale tylko ten pierwszy był zawodnikiem z podstawowego składu. W ich miejsce pozyskano obrońcę Petera Szingalara, w potem we wrześniu Marcelo. To było za mało, na podjęcie skutecznej walki o Ligę Mistrzów czy nawet fazie grupową Pucharu UEFA, ale kadra jaką dysponował Skorża miała wystarczyć na obronę mistrzostwa Polski. Pierwsza faza rozgrywek ligowych wskazywała, że krakowianie - jak rok wcześniej - łatwo zdominują ekstraklasę. Wiślacy, mimo że koncentrowali się głównie na meczach z Beitarem i Barceloną, skrzętnie gromadzili punkty. Szok nastąpił 14 września, gdy do Krakowa zjechał Lech i rozbił Wisłę 4:1! Po tym spotkaniu to ekipa Franciszka Smudy, w powszechnej opinii, stała się faworytem numer jeden do mistrzowskiego tytułu. A wiślacy popadli w marazm, zwłaszcza gdy nie zdołali się przebić do fazy grupowej Pucharu UEFA, przegrywając rywalizację z Tottenhamem. Z zawodników wyparowała gdzieś pewność siebie i determinacja. W poczynaniach ofensywnych wszystko opierało się na umiejętnościach Pawła Brożka, którego w zdobywaniu bramek, nie potrafił wspomóc żaden z kolegów. W takim stanie ducha Wisła przegrała 1:2 prestiżową potyczkę z Legią w Warszawie, a pod koniec roku nadszedł prawdziwy kryzys. Krakowianie nie potrafili wygrać u siebie z ŁKS-em, potem przegrali dwa kolejne wyjazdowe spotkania ze Śląskiem Wrocław i Ruchem Chorzów. Przyszłość trenera Skorży stanęła pod znakiem zapytania. Krakowianie w ostatnim meczu 2009 roku potrafili jednak pokonać u siebie Odrę Wodzisław 3:1 i nieco uspokoić sytuację. Zimę wiślacy spędzili na czwartym miejscu w tabeli z trzypunktową stratą do liderującego Lecha. - W połowie rundy jesiennej, przeprowadziliśmy badania wydolnościowe, wypadły słabo, ale nie zdecydowałem się na mocniejsze treningi, uznałem że jakoś dogramy do końca roku. To był mój błąd - przyznawał trener Skorża. Zimą Wisła nie przeprowadziła istotnych ruchów transferowych. Ściągnięto wysokiego napastnik z Brazylii - Beto, ale nie zdołał się on przebić do podstawowego składu. Z kolei drużynę opuścił doświadczony stoper - Cleber, który skorzystał z atrakcyjnej finansowo oferty Tereka Grozny. Pierwsze tegoroczne mecze nie wskazywały, że w grze Wisły nastąpił jakościowy przełom. Zaczęło się od remisu z Polonią w Bytomiu. Potem w prestiżowym spotkaniu ćwierćfinału Pucharu Polski Lech wygrał w Krakowie 1:0 i przy ociężałych wiślakach, prezentował się momentami o klasę lepiej. Posada Skorży znowu zawisła na włosku, ale krakowianom udało się - po ciężkiej walce - pokonać Polonię Warszawa i Cracovię. W tych meczach rodził się charakter drużyny, która potrafiła przechylać szalę na swoją korzyść mimo początkowych kłopotów. Gdy wydawało się, że zespół wychodzi na prostą nadszedł mecz w Bełchatowie. Bezbramkowy remis mniej bolał niż starta Pawła Brożka. Napastnik Wisły niefortunnie upadł i wydawało się, że zerwał więzadła w kolanie. "Wisła nie ma już szans na mistrzostwo" - twierdzili różni eksperci i trudno im się było dziwić, bo "Biała Gwiazda" traciła wówczas do Lecha 5 punktów! Tymczasem okazało się, że z "Broziem" nie jest tak źle i po sprawnej rehabilitacji wrócił do gry po kilku kolejkach. Pozbawiona swojego najlepszego snajpera drużyna potrafiła się skonsolidować. Za zdobywanie bramek wzięli się obrońcy - Peter Szinglar, Marcelo i Marcin Baszczyński. W ważnym meczu w Poznaniu wiślacy zdołali zremisować 1:1 z Lechem. Dzięki temu utrzymali trzypunktową stratę. - Po tym meczu uwierzyłem, że możemy zdobyć mistrzostwo - przyznał Skorża. Wisła grała coraz lepiej, a Lech tracił systematycznie punkty remisując u siebie ze słabszymi zespołami. Swoje szanse marnowała także Legia przegrywając m.in. w Białymstoku z Jagiellonią czy też remisując u siebie z Górnikiem Zabrze. Zahartowaną w bojach Wisłę nie załamały już ciężkie kontuzje Marcina Baszczyńskiego czy Rafała Boguskiego. Krakowianie wygrali kluczowy mecz z Legią 1:0 i na trzy kolejki przed końcem wrócili na fotel lidera. Losy mistrzowskiego tytułu dzierżyli już tylko w swoich rękach i szansy nie zmarnowali, choć byli tego bliscy w Gdańsku, gdy jeszcze w 77. minucie przegrywali z Lechią 1:2. W tym momencie wiślacy pokazali jednak mistrzowską klasę i zdobyli trzy gole. Tymczasem Legia, która w tym samym czasie walczyła we Wrocławiu ze Śląskiem, po stracie bramki na 1:1, nie zrobiła nic, aby przechylić szalę na swoją korzyść. Obrazki z końcowych minut spotkań Śląska z Legią (pospuszczane głowy warszawskich piłkarzy) i Lechii z Wisłą (mobilizujący kolegów Sobolewski) pokazują dlaczego to krakowianie, a nie ekipa Jana Urbana świętowała mistrzowski tytuł. Czytaj także Bednarz: Transfery na drogę Wisły do Ligi Mistrzów Tak się bawiła Wisełka "Szymek": Daliby się za Wisłę pokroić Prosta droga Wisły do LM Szampańska Wisła! Film