Na początku musisz zmienić sposób myślenia. Te hopy usypane z ziemi na specjalnym torze nie są przeszkodami. Musisz je oswoić, a karkołomne skoki, ewolucje w teorii niemożliwe do wykonania dadzą ci poczucie wolności. Jeśli chcesz zostać księciem dirtu, będziesz musiał zainwestować w sprzęt. Lądowania w tym sporcie wiążą się z dużymi przeciążeniami, więc rower dirtowy musi być na nie przygotowany. Wytrzymałość to podstawa, więc raczej nie szukaj maszyny na półce w hipermarkecie. Nawet jeśli masz 190 wzrostu, to duża rama nie będzie ci potrzebna. Chcesz kręcić tricki? Zadbaj o mocne korby, krótki mostek, pedały, na których nie będziesz się ślizgał, nie za szeroką kierownicę, no i oczywiście przyzwoity amortyzator. Chociaż są zwolennicy całkowicie sztywnych maszynek do dirtu, to przedni "amor" o skoku w granicach 80 - 130 mm jest jak najbardziej wskazany. "Jak się nie wywrócisz, to się nie nauczysz" - mówi przysłowie, a więc zaczynając treningi warto być przygotowanym na twarde lądowanie. Grunt to kask. Tylko i wyłącznie integralny ochraniający również szczękę. Absolutne minimum to także solidne rękawice, które nie tylko ochronią dłonie, ale też wzmocnią nadgarstki. Najlepiej jednak wyruszyć na hopy w pełnej zbroi. I nie chodzi tu o średniowieczną kolczugę. Myśląc o rowerzystach uprawiających ekstremalne dyscypliny, producenci sprzętu wymyślili kombinezon, który ochrania klatkę piersiową, brzuch i krocze i plecy bikera. Uzupełnić to można ochraniaczami łokci, nagolennikami i nakolannikami. I na koniec: nie przejmuj się hasłami w stylu "dużo sprzętu, mało talentu". Dirt jump to sport, w którym przyda ci się kondycja, ale kluczem do sukcesu jest przede wszystkim technika. Nie zdobędziesz jej w tydzień. Starzy wyjadacze będą robić wszystko, żeby ci zaimponować. Wyluzuj i pomyśl ile czasu zajęło im dojście do takiej wprawy. Zacznij więc od najprostszych tricków, jak choćby podnoszenia przedniego czy tylnego koła. Na Frontflipa (salto z rowerem do przodu), czy Tabletop (ułożenie roweru w poziomie) przyjdzie jeszcze czas.