Sędzia ostatniej instancji CONI uznał, że nie ma wystarczających dowodów na to, by orzec, że di Luca stosował niedozwolone środki. Di Luca, zwycięzca ubiegłorocznego Giro, po 17. etapie w Dolomitach miał znacznie niższy poziom hormonów, porównywalny do stanu u chłopców zbliżających się do wieku dojrzewania. Wywołało to podejrzenie, że mógł zażyć środki maskujące stosowanie dopingu. Dopiero po dziewięciu miesiącach od zakończenia wyścigu Włoski Komitet Olimpijski ocenił, że kolarz mógł naruszyć przepisy antydopingowe i wszczął przeciwko niemu procedurę dyscyplinarną. di Luce groziła dwuletnia dyskwalifikacja. - Sprawiedliwości stało się zadość. Straciłem rok, ale teraz myślę tylko o tym, by się ścigać i wygrywać. Zwycięstwa są najlepszym antidotum - skomentował di Luca, który nie był obecny na sali rozpraw. Zapowiedział też, że w maju będzie bronić różowej koszulki najlepszego zawodnika Giro d'Italia. Włoski kolarz niedawno powrócił na trasy po odbyciu kary trzymiesięcznego zawieszenia za udział w innej aferze dopingowej - pod kryptonimem "Oil for drugs". Głównym podejrzanym w tej aferze jest doktor Carlo Santuccione, który miał dostarczać sportowcom środki dopingowe.