Wyprzedza rodaków Rolanda Jourdaina (Veolia Environnement) i Jeana Le Cama (VM Materiaux) odpowiednio o 74,9 i 171,6 mil. Uczestnicy regat zmagają się z wyjątkowo trudnymi warunkami, określając je wręcz jako "piekło południowego Pacyfiku". Od dwóch dni jachty samotników żeglują w silnej burzy, w przenikliwym zimnie i przy lodowatym wietrze, którego prędkość przekracza 100 km na godzinę. Prowadzący w regatach Michel Desjoyeaux w codziennej relacji pisze: "Widziałem największe fale sięgające 9-10 metrów, tak, tak, wysokości trzech pięter. Pozostałe mają średnio sześć metrów..." Żeglujący na zachód od niego Francuz Armel Le Cléac'h (Brit'Air) relacjonował w pierwszym dniu Bożego Narodzenia: "Rekordowa prędkość wiatru osiągnęła 62 węzły (115 km/godz), rekordowe fale przekraczały 10 metrów, a rekord prędkości sięgnął 32 węzłów (60 km/godz). Muszę przyznać, że w tym momencie nie postawiłbym bym złamanego grosza na swój los". W tych ekstremalnych warunkach żeglarze stawiają raczej na ratowanie siebie i jachtów zapominając na moment o sportowej rywalizacji. - W takim momencie, jak ten, trzeba reagować bardziej jak marynarz, niż jak uczestnik regat. Najważniejsze jest uratować się i wyjść z opresji bez większych strat w sprzęcie - twierdzi inny z żeglarzy, startujący po raz trzeci w Vendee Globe, Roland Jourdain (Veolia). Najbardziej dotknięty skutkami huraganu jest jak dotychczas Francuz Sebastien Josse, którego jacht został w piątek poważnie uszkodzony przez fale. Masy wody, przetaczając się przez łódź, wyłamały część pokładu i runęły do kabiny. Żeglarzowi, zajmującemu czwarte miejsce w regatach, udało się opanować sytuację, lecz musiał skierować się na północ, na spokojniejsze wody, aby ocenić szkody i podjąć decyzję o ewentualnym kontynuowaniu udziału w regatach.