Defago od lat należy do czołówki alpejczyków, a specjalizuje się w konkurencjach szybkościowych. W sobotę po raz drugi wygrał zjazd. Poprzednio triumfował w tej konkurencji przed tygodniem w szwajcarskim Wengen. Pierwsze zwycięstwo pucharowe odniósł w grudniu 2002 roku w supergigancie w Val Gardenie. Najtrudniejszy w cyklu zjazd w Kiztbuehel i najdłuższy w Wengen zaliczane są do cyklu klasyków w Pucharze Świata i niewielu narciarzy może się poszczycić sukcesami w obydwu startach w jednym sezonie. Teraz dołączył do tego elitarnego grona 31-letni zawodnik pochodzący z niewielkiego Morgins, który poprzednią rywalizację o Kryształową Kulę zakończył na dziewiątym miejscu. Cztery lata temu był nawet szósty. W sobotę Defago uzyskał czas 1.56,09, wyprzedzając o 0,17 s najlepszego z Austriaków Michaela Walchhofera oraz o 0,29 s jego rodaka Handa Kroella, który wygrał piątkowy supergigant w Kitzbuehel, chociaż tydzień temu w Wengen złamał kość prawej ręki. Czwarte miejsce, ex aequo, zajęli Szwajcar Didier Cuche oraz broniący tytułu najlepszego alpejczyka świata Amerykanin Bode Miller, tracąc po 0,50 s. Dziesiąty, z czasem gorszym 0 1,03 s, był Austriak Hermann Maier, a 12. jego rodak Benjamin Raich - 1,12 s, jeden z najpoważniejszych kandydatów do triumfu w kombinacji (sobotni zjazd+niedzielny slalom). To wystarczyło Raichowi do utrzymania prowadzenia w klasyfikacji generalnej PŚ, w której zgromadził już 660 punktów, o 50 więcej od Norwega Aksela-Lunda Svindala, 19. w sobotnim zjeździe. Na trzecią pozycję awansował Defago - 595 pkt. Trasa Streif jest przez alpejczyków nazywana "górą gór", a zwycięstwo w szalenie trudnym zjeździe na niej porównywane jest często do złotego medalu mistrzostw świata. Start usytuowany jest na wysokości 1665 m, potem trzeba pokonać dystans ponad 3,3 km po lodowcu o średnim nachyleniu sięgającym 30 procent. Jednym z najtrudniejszych miejsc jest słynna "pułapka na myszy", czyli duży uskok terenu z kątem nachylenia około 80 procent. Jednak od kilku lat najbardziej wymagający jest ostatni skok, tuż przed metą, gdzie wielu zawodników ma kłopoty z utrzymaniem równowagi w wyniku nadmiernego zmęczenia. Właśnie tutaj na czwartkowym treningu niebezpiecznemu wypadkowi uległ Daniel Albrecht, jadąc z prędkością przekraczającą 140 km/godz. Szwajcar trafił do kliniki w Innsbrucku, gdzie przeszedł operację głowy i jest podtrzymywany przez lekarzy w sztucznej śpiączce. Jego stan jest określany jako stabilny. W tym samym miejscu w sobotę upadł Amerykanin Thomas Lanning, który nie stracił przytomności, ale został przewieziony helikopterem na badania do szpitala. Międzynarodowe zawody na lodowcu Hahnenkamm odbywają się po raz 69. Ich historia sięga początku lat 30. i jest dłuższa od Pucharu Świata. Co roku w drugiej połowie stycznia do Kitzbuehel zjeżdżają tłumy kibiców, którzy po zmaganiach alpejczyków uczestniczą w licznych imprezach kulturalno-towarzyskich. Tym razem dotarło tu ponad 50 tysięcy osób i kilkadziesiąt ekip telewizyjnych z całego świata.