"Do finału poprzednich rozgrywek superligi, mimo trzech zwycięskich sezonów z rzędu, nie przystępowaliśmy w roli faworyta. Przeczuwaliśmy, że nie będzie łatwo w konfrontacji z Olimpią-Unią Grudziądz, bo kłopoty zdrowotne wykluczyły z gry Pawła Fertikowskiego, a i ja przystępowałem do decydującej rywalizacji po długiej przerwie. Niestety, nie pomogłem drużynie, nie dałem rady i nie zdobyłem punktów. Dużo zależało od pierwszego, wyjazdowego meczu, który przegraliśmy. To właśnie on podciął nam skrzydła, a później rywale nas rozgromili" - powiedział Górak. W nowym sezonie superligi Bogorię, w składzie Górak, Wang Zeng Yi, Robert Floras, Fertikowski, wzmocnił jeden z najlepszych zawodników na świecie Oh Sang Eun z Korei Płd. "W Bogorii nikt nie załamał rąk po niepowodzeniach, tylko wszyscy - prezesi, trener i my, zawodnicy - wzięli się za swoją pracę. I efektem jest bardzo silny skład i dobra forma. Oczywiście, że nie zawsze można wygrywać, z pokorą przyjęliśmy porażkę sprzed kilku miesięcy, ale teraz celem jest odzyskanie tytułu drużynowego, a ja dodatkowo chcę ponownie zdobyć mistrzostwo Polski w singlu. Również ze względu na kontuzje nie mogłem bronić tytułu" - dodał. Na inaugurację superligi Górak przegrał z debiutującym Chińczykiem Wang Chenem 0:3, ale po kilku dniach triumfował w Ogólnopolskim Turnieju Klasyfikacyjnym w Nowej Rudzie, pokonując w finale aktualnego mistrza kraju Bartosza Sucha (Olimpia-Unia), a w Lidze Mistrzów wygrał z Węgrem Janosem Jakabem (Borussia Duesseldorf). "Chińczyk grał bardzo agresywnie, nie mogłem poradzić sobie z jego serwisem. Poza tym zepsułem w każdym secie co najmniej po dwie łatwe piłki. Na szczęście przegrana nie miała konsekwencji, bo ostatecznie wygraliśmy z Armadą Silesią Miechowice 3:2, a ja zdobyłem decydujący punkt. Na pewno nie zamieniłbym zwycięstwa nad Jakabem na wygraną z Chenem" - stwierdził Górak. Bogoria typowana jest jako pewniak do wygranej w krajowej lidze, ale również - po pokonaniu broniącej tytułu Borussii 3:1, z miejsca stała się kandydatem do awansu co najmniej do finału Champions League. "Na razie jesteśmy pewni, że mamy na koncie dwie wygrane, nie wiem, co będzie dalej. Jesteśmy z +Wandżim+ zawieszeni przez PZTS, nie pojechaliśmy na turniej Pro Tour do Schwechat, dlatego w spokoju przygotowujemy się do poniedziałkowego spotkania w SVS Niederoesterreich w LM. Z trenerem Tomaszem Redzimskim szczegółowo analizujemy grę rywali, w tym byłego mistrza świata Wernera Schlagera" - przyznał. "Jeśli nasza jedynka, czyli Oh Sang Eun, będzie dalej w takiej dyspozycji, to mnie lub +Wandżiemu+ pzoostaje dołożyć punkt i dalej wygrywać. Widziałem w telewizji powtórki z meczu Oha z mistrzem Europy Timo Bollem i byłem w szoku. To co grał Koreańczyk było wprost niesamowite. A ze swojej formy też jestem bardzo zadowolony, co chyba widać przy stole, przy którym częściej się uśmiecham. O kontuzji zapomniałem, gra mi się dobrze, jestem odważniejszy, choć są rezerwy. Byłoby fatalnie, gdyby ich nie było" - uważa mistrz Europy juniorów z 2001 roku. Tytuł w młodzieżowej kategorii nie okazał się przepustką nawet do europejskiej czołówki. "To był tylko mały kroczek. Później nie było ciągłości szkolenia na najwyższym poziomie, nie mogłem się rozwijać w kraju, dlatego wyjechałem na pięć lat do francuskiego Hennebont. Przez pierwsze pół roku trenowałem w belgijskim Charleroi, ale niestety nie było możliwości występów w tym klubie. A w Hennebont dopóki trenerem był Milan Stencel, wszystko było w porządku. Zmieniło się na niekorzyść po jego odejściu. Z pewnością ten wyjazd bardzo mi jednak pomógł, zdobyłem nowe umiejętności i doświadczenie. Na pewno nie powiedziałem ostatniego słowa w ping-pongu, ciągle marzę o tytule w gronie seniorów w mistrzostwach kontynentu" - zakończył.