Obok amerykańskich tenisistek - sióstr Venus i Sereny Williams, bracia Kliczko są najbardziej rozpoznawalnym rodzeństwem na sportowych arenach. We dwójkę zdominowali ciężką dywizję pięściarstwa, unifikując wszystkie pasy prestiżowych organizacji: WBC, WBA, IBF oraz WBO. Niepokonani od lat sumiennie pracują na swoje legendy, by śladem wielkich poprzedników zakończyć kariery w chwale i splendorze. Mimo to, nie brakuje dziś opinii, że absolutna hegemonia "braci K2" jest wypadkową bezsilności oponentów i kryzysu, jaki ogarnął wszechwagę w ostatnich latach. Jakimi argumentami uzasadnić powyższą tezę? Bracia Kliczko i... długo, długo nikt Żelazna dyscyplina i wojskowy rygor, wedle których wychowani zostali ukraińscy bracia, z pewnością przekuły się na walory jakimi dziś w ringu dysponują Witalij z Władimirem. Strategiczne myślenie, umiejętny dobór taktyki na pojedynek oraz błyskawiczne reagowanie w chwilach niepowodzenia, to tylko nieliczne z atutów, wpojone synom przez ojca - Władimira Rodionowicza Kliczko, pilota radzieckich sił powietrznych (po długiej i wyczerpującej chorobie zmarł w ubiegłym tygodniu w wieku 65 lat). Wszystko to zwieńczone niemal perfekcyjnymi warunkami fizycznymi sprawia, że na ringach ciężkiej wagi Ukraińcy nie mają dzisiaj równych sobie. "Doktor Żelazna Pięść" poległ ostatni raz w czerwcu 2003 roku, po kontuzji łuku brwiowego. Nie ma on jednak powodów do wstydu, gdyż do szóstej rundy prowadził z Lennoksem Lewisem na kartach wszystkich sędziów punktowych. Od tamtej pechowej porażki, Witalij zanotował serię dziesięciu zwycięstw z rzędu, a tylko dwukrotnie w tym czasie nie udało mu się zakończyć swoich walk przed czasem, z Shannonem Briggsem oraz Kevinem Johnsonem. Pozostali oponenci wcześniej czy później lądowali na deskach, bądź zmuszeni byli zrezygnować z dalszej walki na skutek kontuzji. Tak było w przypadku Chrisa Arreoli czy Samuela Petera. Równie imponujące są dokonania młodszego Władimira. "Doktor Stalowy Młot" gorycz porażki przełykał ostatnio w 2004 roku, gdy poległ w boju z Lamonem Brewsterem o wakujący pas WBO. Od tamtej pory zanotował passę czternastu zwycięstw pod rząd, w tym również zdołał zrewanżować się Brewsterowi - trzy lata później w konfrontacji o pasy IBF i IBO. Władimir po drodze zunifikował też wszystkie brakujące pasy do rodzinnej kolekcji, ostatni WBA po decyzji sędziów, którzy jednogłośnie orzekli triumf młodszego z braci nad Brytyjczykiem Davidem Haye'em. Patrząc na powyższe statystyki trudno nie zgodzić się z opinią, że ukraińscy bracia, rozdając dziś karty w ciężkiej dywizji są klasą dla samych siebie. Czy jednak ich moc wynika z braku wymagających rywali i małej siły rażenia obecnych? Brak rywalizacji na szczycie Faktem jest, że dzisiejsza rywalizacja w królewskiej kategorii znacząco odbiega od czasów, gdy boks przeżywał swój złoty okres, a w ringu ścierały się wściekłe pięści takich legend jak: Mike Tyson, Lennoks Lewis czy Evander Holyfield. Zażarte i pełne poświecenia batalie między czempionami podnosiły sportowy poziom konfrontacji niemal do apogeum, a o mistrzowskie pasy nie było tak łatwo, jak dzisiaj. Trudno gdybać jak na ówczesnym tle prezentowaliby się obecni królowie ciężkiej wagi. Zaznaczę tylko, że w 2003 roku, Witalij rywalizował z Lewisem jak równy z równym. Warto zauważyć, że bracia Kliczkowie walczą mniej brawurowo niż wymienieni wyżej mistrzowie, jednak równie skutecznie. Asekurancko prowadzą swoje pojedynki, boją się odważnie zaryzykować, wykorzystują przewagę bardzo dobrych warunków fizycznych. Bez zachwytu nad dokonaniami braci W kwestii tej wypowiedział się legendarny zawodnik szermierki na pięści - George Foreman, który oficjalnie skrytykował młodszego z braci za zachowawczy styl boksowania. - Władimir to bokser walczący defensywnie. Nigdy nie ryzykuje, niezależnie od tego, czy jego przeciwnikiem jest wysoki, czy też niski zawodnik. Zdaje się, że Kliczko nie chce przejść do historii jako odważny pięściarz. Główną przyczyną jest tu jego słaba szczęka. Władimir ciągle stara się ją ochraniać, jednak musi wiedzieć, że to nie przyniesie mu sławy - tłumaczył bohater potyczek z Muhammadem Alim i Joe Frazierem. Foreman podkreślił też, że "Doktor Stalowy Młot" nie zasługuje na miejsce wśród legend boksu. Równie odważne słowa płyną z ust Wilfrieda Sauerlanda - niemieckiego promotora. Uważa on, że waga ciężka wróci na normalne tory dopiero po odejściu braci Kliczków. - Ciekawych pojedynków doczekamy się, gdy Ukraińcy zakończą kariery. Witalij z Władimirem robią show, ale mają słabych rywali. Widzę tylko kilku pięściarzy, którzy mogliby rzeczywiście sprawdzić ich mistrzowską wartość: wymienię tu Haye'a, Powietkina i Adamka. Jednak w przypadku Polaka, gabarytowa różnica jest chyba zbyt duża, by mógł on stawić czoła któremukolwiek z braci - argumentował Sauerland. Ambiwalentne odczucia kibiców Trudno polemizować nad mistrzowską klasą ukraińskich internacjonałów, kiedy statystyki i wypełnione trofeami gabloty jasno ją potwierdzają. Dla najwierniejszych fanów braci, cała kolekcja pasów wszechwagi jest niczym dogmat w spornych dyskusjach z krytykantami. O ile zrozumieć potrafię krytykę wywołaną asekuranckim stylem boksowania, do mocy Ukraińców nie żywiłbym większych zastrzeżeń. W żargonie sportów walki mówi się : "walczysz tak, jak pozwala ci przeciwnik". Maksyma ta z pewnością znajduje odzwierciedlenie podczas gal z udziałem "braci K2". Witalij z Władimirem nie pozwalają przeciwnikom na wiele, trzymając ich na dystans. Niszczycielska broń w postaci kłującego, lewego prostego załatwia sprawę - metodycznie punktuje, bądź przygotowuje do kończącego ataku. Dzisiaj to w zupełności wystarczy braciom, by mogli utrzymywać się na szczycie. Co więc z brakiem rywali? Rzeczywiście, ich także brakuje. Najlepszym tego dowodem są powtarzane, mało ciekawe pojedynki organizowane przez K2 Promotions. Warto odnotować, że Samuel Peter stawał naprzeciw braci trzykrotnie - zawsze przegrywał, nawet w pierwszym starciu (2005 rok) kiedy trzy razy posyłał Władimira na deski. Z kolei Chris Byrd dwukrotnie poległ pod rękawicą "Władka", w szczęśliwych okolicznościach (kontuzja) wygrał natomiast z Witalijem. Powodem takiego stanu rzeczy jest niechęć do rywalizacji pozostałych bokserów z przedziału ciężkiej dywizji. Coraz częściej decydującym czynnikiem są też wygórowane żądania finansowe. Co gorsza, to właśnie kasa bierze prymat nad ciekawością widowiska. Bracia są więc zmuszeni wybierać spośród chętnych. Zadanie okazuje się niełatwe, tym bardziej jeśli chodzi o atrakcyjność potyczek dla kibiców. Jednostronne punktowanie ociężałych kolosów na betonowych nogach nie jest towarem pożądanym między linami, a niestety i takie pojedynki serwowali fanom włodarze Klitschko Management Group. Kolej na Adamka Pewnie tak długo, jak bracia będą na szczycie, w bokserskim świecie będzie toczyła się owocna dyskusja, czy zasługują oni na miejsce wśród legend oraz czy ich moc podyktowana jest bezsilnością przeciwników. Bogata wymiana argumentów ubarwia rywalizację, zwiększa zainteresowanie, zjednuje nowe rzesze sympatyków. Nadaje też pozytywny impuls dyscyplinie przeżywającej kryzys. Pamiętajmy jednak by odróżnić twórczą krytykę od destruktywnego krytykanctwa. Miejmy nadzieję, że tezę o niemocy oponentów, obali Tomek Adamek, który już 10 września sprawdzi mistrzowską klasę Witalija Kliczki. Witold Berek