40 mln euro - tyle żąda Arsenal. 30 mln euro - tyle daje Barcelona. Postęp polega na tym, że naciskany przez swojego kapitana Arsene Wenger zgodził się wreszcie, by klub z Londynu podjął negocjacje. Do tej pory kategorycznie odmawiał, zarzucając Katalończykom, że łamią zasady. Kiedy 12 miesięcy temu w Barcelonie zbliżały się kolejne wybory prezesa klubu, szefowie Arsenalu wysłali oficjalny list, z ostrzeżeniem, by kandydaci nie mieszali ich zawodnika w swoje kampanie. Dziś cena Cesca Fabregasa budzi wątpliwości w samej Barcelonie. Sceptycy wspominają, że razem z Gerardem Pique i Leo Messim wychował się w "La Masia" i osiem lat temu odszedł z Camp Nou praktycznie za darmo. Dziś ma kosztować zaledwie 5 mln mniej niż klub z Katalonii przeznaczył na wszystkie letnie transfery. A przecież Pep Guardiola nie potrzebuje pomocnika, tylko napastnika, stopera i lewego obrońcy. Wojna serca z rozumem Bój o Cesca staje się więc dla Katalończyków wojną serca z rozumem. Odzyskanie wychowanka to dla nich sprawa honoru, ale wydanie 40 mln euro na gracza, który nie zmieści się w podstawowym składzie, wydaje się mało rozsądne. Wcześniej, czy później trzeba to będzie zrobić, jest nierealne, by za rok, lub dwa kapitan Arsenalu znacząco potaniał. Zwolennicy transferu Cesca przypominają, że skoro Dani Alves kosztował 35 mln, a David Villa 40 mln, cena za 24-letniego Fabregasa nie ma prawa być znacząco niższa. Nie wszystkich kibiców to przekonuje. W ankietach barcelońskich dzienników notowania Fabregasa są tylko minimalnie wyższe niż napastników Giuseppe Rossiego i Alexisa Sancheza. Podobno Barca uzgodniła już transfer z jednym i drugim, ale to sprawa łatwiejsza - wszyscy piłkarze chcieliby grać w najlepszej drużynie świata. Za to ich kluby: Villarreal i Udinese chcą na swoich piłkarzach dobrze zarobić. Tajna misja superagenta Jak to zwykle w sprawach transferów trudno oddzielić prawdę od plotek. W Chile rozpoczęto już sprzedaż koszulek Barcelony z napisem "Alexis Sanchez". Według europejskiej prasy pierwszym transferem triumfatora Ligi Mistrzów ma być jednak Rossi. Fani i dziennikarze kojarzą fakty - Villarreal nie wykorzystał Włocha w swojej kampanii reklamowej na przyszły sezon. Barca ma oczywiście wielu konkurentów, o Rossiego zabiega Juventus, o Sancheza Manchester City. Dzienniki z Katalonii widzą w tym spisek ...Realu Madryt. Niedawno donosiły, że najpotężniejszy agent w światowej piłce Jorge Mendes prowadzący interesy Jose Mourinho, Cristiano Ronaldo i kilku innych graczy Realu, szpieguje każdy transferowy krok Pepa Guardioli. Jego misją jest ponoć przebijanie ofert Katalończyków, by narazić ich na jak najwyższe koszty. Brzmi to nieco absurdalnie, choć w historii obu hiszpańskich klubów przypadków podobnych zachowań było wiele. Kiedy legendarny meksykański snajper Hugo Sanchez negocjował nowy kontrakt w Realu, na wszelki wypadek pozwolił się sfotografować w koszulce Barcy, by zmiękło serce jego pracodawcy. Kadra najlepsza, ale i... najmniejsza Zakładając, że Katalończycy wydają latem 30 mln na Rossiego, 25 mln na Sancheza i 35 mln na Cesca - ich łączna cena otrze się o 100 mln euro, czyli będzie ponad dwa razy większa od wydatków planowanych przez prezesa Sandro Rosella. Oczywiście Barca może sprzedać Jeffrena, Bojana Krkicia, Ibrahima Afellaya, Maxwella, Gabriela Milito, a nawet Seydou Keitę, ale wtedy jeszcze bardziej konieczny będzie zakup stopera i lewego obrońcy. Tuż po finale Ligi Mistrzów na Wembley 33-letni Carles Puyol poddał się operacji kolana. Czy wróci jeszcze do pełni formy? Barca ma najszczuplejszą kadrę wśród europejskich potęg. Miniony sezon Guardiola zaczynał z 18 graczami uzupełniając ich wychowankami. Plaga kontuzji byłaby dla Katalończyków większym nieszczęściem niż dla rywali. A przecież kluczowi piłkarze Barcelony grają na okrągło. Leo Messi, który poprzednie wakacje spędził na mundialu w RPA, już jest na zgrupowaniu kadry przed Copa America. Człowiek, który ma Barcelonę w DNA Decydujący głos w sprawie transferów będzie miał oczywiście Pep Guardiola, który za cel nr 1 traktuje podobno Fabregasa. To on ma zapewnić klubowi świetlaną przyszłość, kiedy zacznie maleć rola 31-letniego Xaviego Hernandeza. W najbliższym sezonie Cesc byłby jednak nominalnie rezerwowym, bo nie ma pomocnika na świecie zdolnego wygrać rywalizację z Andresem Iniestą i Xavim. Pozycja defensywnego pomocnika Sergio Busquetsa też jest niepodważalna. Oczywiście Fabregas grałby często, Iniesta może czasem występować w ataku, zwalniając mu miejsce obok Xaviego. Na wieść o prawdopodobnym powrocie Fabregasa bardzo zdenerwował się ponoć Thiago Alcantara. Syn Mazinho liczył, że Guardiola postawi na niego już w kolejnym sezonie. Jeśli tak się nie stanie będzie chciał opuścić klub. I być może skopiować drogę Cesca, który na szacunek Katalonii zapracował w Londynie. Dziś wszystkie media przypominają wytarte frazy, że Fabregas ma DNA Barcelony, jest ulubieńcem tamtejszych kibiców i trenerów, którzy w jego odejściu 8 lat temu widzą kardynalny błąd swojego klubu. Błędów nie da się co prawda wymazać, ale można je naprawiać. Czytaj inne teksty Darka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!