"Ten stadion jest dla mnie szczęśliwy. Każdego roku, odkąd tu przyjeżdżam uzyskiwałam najlepszy wynik w sezonie. Nie sądziłam jednak, że może to być rekord świata" - przyznała Spotakova. Nawet panujący chłód i deszcz nie przeszkodziły 27-letniej zawodniczce w uzyskaniu tak znakomitego wyniku. "Po tym konkursie chyba mogę powiedzieć, że lubię startować w trudnych warunkach atmosferycznych. W Pekinie pogoda też nam nie dopisała, może nie było tak zimno, ale także padało"- wspominała. Odkąd pojawiła się na rzutni oszczepem, powtarzała, że jej idolem jest rekordzista świata w rzucie oszczepem mężczyzn (98,48) Jan Żelezny. "I tak chyba zostanie, to wspaniały człowiek. Ponadto jesteśmy z tego samego klubu. W tej chwili Jan jest tam trenerem, zajmuje się przede wszystkim chłopcami, ale zawsze gdy mam problem z techniką proszę go o pomoc. Jeszcze się nie zdarzyło, by nie znalazł jakiegoś błędu, zawsze ma dla mnie czas, by coś wytłumaczyć, pokazać. Najczęściej jeden trening mi wystarcza i wiem jak to poprawić. Jestem naprawdę szczęśliwa, że trafiłam na taką osobę" - podkreśliła Spotakova, dla której występ w Stuttgarcie był ostatnim w tym sezonie. 72,28 metry w kobiecym rzucie oszczepem to według niej nie koniec możliwości. "Myślę, że mój rekord świata wcale nie jest wyśrubowany. Kobiety są w stanie rzucać powyżej 75 metrów. Nie mówię, że ja to zrobię, ale na pewno jest to realne" - uważa mistrzyni olimpijska z Pekinu. To był bardzo udany rok dla Czeszki. Wraz z odnoszonymi sukcesami rośnie również stan konta. "Pieniądze, które w tym roku wygrałam przeznaczę na budowę domu. Mamy już z chłopakiem kawałek ziemi, więc teraz czas, by na niej coś postawić" - powiedziała Spotakova, która swoją przygodę z lekką atletyką zaczęła od... siedmioboju. Na przyszły rok postawiła sobie za cel zdobycie mistrzostwa świata w Berlinie, ponadto "chyba czas na ślub". Wiele dobrego o rekordzistce świata mówi siódma zawodniczka pekińskich igrzysk i Światowego Finału Lekkoatletycznego Barbara Madejczyk (56,71). "Nie ukrywam, że Barbora jest bliska memu sercu. Od kilku lat nasze relacje są bardzo przyjazne. Na pewno pomaga nam w tym język. Ja mogę mówić po polsku, a ona po czesku i się rozumiemy" - opowiadała PAP zawodniczka Ustki Jantar. "To bardzo ciepła, sympatyczna, otwarta osoba. Zawsze jak są zawody to staramy się wziąć wspólny pokój, przyjemniej jest jak można z kimś poplotkować. Atmosfera potem na zawodach jest bardzo fajna, wspieramy się, pomagamy. Często prosimy się nawzajem, by zwracać uwagę na swoje rzuty, poprawiamy się, mówimy na co zwrócić większą uwagę" - dodała Madejczyk. Rekordzistka Polski w rzucie oszczepem (62,81) określa nowy rekord świata jako "fenomenalny, ale to najlepszy przykład na to, że nie należy się na coś takiego nastawiać. Jeśli bowiem zawodnik za bardzo chce, to najczęściej nie wychodzi. Ona przyjechała do Stuttgartu już jako mistrzyni olimpijska, na całkowitym luzie. Nie musiała już niczego nikomu udowadniać".