Srebrny medalista mistrzostw świata z trenerem Ryszardem Kowalczykiem z Wisły Puławy, Pawłem Słomińskim oraz prezesem Polskiego Związku Pływackiego Krzysztofem Usielskim byli w środę gośćmi ministra sportu i turystyki Adama Giersza. Szef polskiego sportu uhonorował sprawcę "srebrnej" niespodzianki w Szanghaju dyplomem i nagrodą finansową "Za wybitne osiągnięcia sportowe". Włączył go także od 1 stycznia 2012 roku do Klubu Polska - Londyn 2012. Dotychczas Czerniak znajdował się na indywidualnej ścieżce przygotowań do Igrzysk XXX Olimpiady w Londynie w przyszłym roku. - Od 1 stycznia będzie pan korzystał z takich samych możliwości finansowych i organizacyjnych, jak wszyscy członkowie Klubu Polska - Londyn 2012. Natomiast od dzisiaj zwiększone zostaną środki na podwyższenie stypendium oraz zapewnienie niezbędnych warunków przygotowań - powiedział minister Giersz. Prosto ze stolicy, Konrad Czerniak udał się na prawie miesięczny pobyt do rodziny w Puławach, na "upragnione wakacje" - jak powiedział. Na początku września musi stawić się u trenera Bartosza Kizierowskiego w Madrycie, aby zacząć ostatni etap przygotowań do igrzysk olimpijskich w Londynie. Po spotkaniu z ministrem Konrad Czerniak odpowiadał na pytania dziennikarzy. Czy była szansa pokonania Michaela Phelpsa w wyścigu o złoty medal? Konrad Czerniak: - Powiem szczerze, byłem trochę zawiedziony po finale. Szczęście było tak blisko. Pojawiła się szansa zdobycia złotego medalu. Zrealizowałem bowiem plan przygotowań w stu procentach, a ponadto pobiłem w finale rekord Polski, płynąc szybciej niż półfinale. Po piętnastu godzinach lotu byłem ledwie żywy. Dopiero teraz powoli dochodzi to do mnie, że była taka szansa. Co trzeba zrobić aby pokonać fenomenalnego Amerykanina? - Cały trening przed mistrzostwami nie polegał na ustawieniu go wyłącznie pod kątem rywalizacji z Michaelem Phelpsem. Bartosz Kizierowski, z którym współpraca układa mi się znakomicie, postawił jasny cel - zdobyć medal w Londynie. Musimy teraz więcej czasu poświęcić na doskonalenie techniki. Trzeba także wzmocnić drugą część dystansu, na którym Phelps paraliżuje wszystkich swoim przyspieszeniem. Srebrny medal mistrzostw świata, awans do elitarnego Klubu Polska - Londyn 2012. Teraz ogromna presja kibiców aby osiągnąć sukces w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich. Czy nie jest ona zbyt dużym obciążeniem w przygotowaniach, a potem starcie? - Tę presję trzeba wykorzystać w drugą stronę, niech będzie ona siłą napędową przygotowań, a w decydującym momencie zapewni sukces w finałach igrzysk na moich ulubionych dystansach 100 metrów stylem dowolnym i motylkowym. Mam powody do radości, bo moje pływanie bardzo się rozwija. Czy pański pobyt w Hiszpanii to "życie jak w Madrycie"? - No, może nie do końca. Pobyt w Hiszpanii to przede wszystkim żmudny trening. Chciałbym także na madryckiej uczelni, gdzie studiuję wychowanie fizyczne, przejść na drugi rok. To niezwykle trudno studiować w języku hiszpańskim i trenować. Często zajęcia i egzaminy pokrywają się z moimi treningami i zawodami. Staram się jednak żyć nie tylko sportem i nauką. Dlatego też spotkać mnie można w wielu madryckich dyskotekach. Czy poznał pan już Hiszpanię? - W miarę możliwości staram się ją zwiedzać. Znam już Madryt. Podziwiałem w minionym roku Gijon i jego okolice. Byłem także w Maladze. Teraz planujemy z trenerem Kizierowskim pobyt szkoleniowy, na południu, w górach Sierra Nevada. Ale przyrzekam, że nie będę jeździł na nartach i nic sobie nie zrobię.