W rywalizacji gospodarzy narciarskich mistrzostw świata i pogody na razie prowadzi natura. W środę skoczkowie przyjechali na skocznię Miyanomori w Sapporo, ale nawet nie założyli kombinezonów. Ponieważ wiatr miał prędkość 8 m/s i więcej, treningi zostały odwołane. Choć flagi wokół skoczni łopotały jak szalone, gospodarze jak zwykle w takich sytuacjach liczyli, że wichura osłabnie. Najpierw przełożyli rozpoczęcie skoków o pół godziny, potem przesunęli je o kolejne 30 minut. No i doczekali się... sypiącego śniegu. Znudzeni czekaniem Polacy zaczęli w śnieżycy... grać w siatkówkę. Do zabawy dołączył nawet nieprzepadający za tym sportem trener naszej reprezentacji Hannu Lepistoe. Nie wystarczyło mu sił na cały mecz, ale i tak jego drużyna wygrała. Kiedy skoki odwołano, nasi zabrali nierozpakowane torby i wrócili do hotelu. "Podczas rozmowy z żoną stwierdziłem, że najlepiej byłoby zrobić konkurs na małej skoczni jak najszybciej. Wolałbym jeden dzień przerwy, trening i potem zawody niż takie oczekiwanie" - dodał niezadowolony Małysz. Drugi konkurs indywidualny odbędzie się w sobotę 3 marca.