"Brudny wyścig", "cyrk na dwóch kółkach", "Tour umarł" - obwieszczają tytuły gazet, po tym jak w czwartek jeden z faworytów wyścigu Ricardo Ricco z zespołu Saunier Duval został wykluczony z dalszej rywalizacji. We krwi Włocha wykryto erytropoetynę (EPO). To już trzeci taki przypadek od początku wyścigu, po tym jak dwóch Hiszpanów Manuel Beltran i Moises Duenas zostało zdyskwalifikowanych za stosowanie dopingu. "W sensie sportowym, de France Tour jest już martwy. Jako spektakl, żyje jeszcze, ale przypomina biegające kurczę bez głowy" - napisała "Liberation", dodając, że skandale dopingowe "odebrały temu wyścigowi resztkę wiarygodności". "Za każdą żółtą koszulką lidera, zdaje się kryć pokątny lekarz" - zauważa "Liberation". I dodaje ironicznie: "Sport umarł. Niech żyje cyrk na dwóch kółkach!". Jednocześnie, mimo atmosfery skandalu, słynny wyścig gromadzi ciągle na trasie zawodów i przed telewizorami tłumy widzów. Według mediów, tylko dwa górskie etapy - 13 i 14 lipca - już po pierwszej aferze dopingowej - śledziło aż 4,8 mln telewidzów. "Tour de France ma (dla Francuzów) coś z rytuału, trudno więc się z nim rozstać. Zwłaszcza że towarzyszy nam on od dzieciństwa, jak dawne miłości, które chcemy za wszelką cenę zatrzymać. Być może dlatego publiczność pozostaje ciągle wierna temu wyścigowi" - komentuje fenomen popularności Tour de France na łamach "Le Monde", francuski antropolog Marc Auge.