Contador padł ofiarą zamieszania wywołanego kraksami w końcówce etapu. Pierwsza, do której doszło dziewięć kilometrów przed metą, spowodowana przez jednego z kolarzy grupy Astana, który zahaczył o stojącego na poboczu drogi kibica, podzieliła peleton. Contador został z tyłu, a jego pościg opóźniła druga kraksa, 2,2 km przed metą, w której ucierpiał z kolei jego najgroźniejszy rywal - Andy Schleck. Obaj ukończyli etap razem, ale później okazało się, że Schleck zdobył nad Contadorem 1 minutę i 14 sekund przewagi. Decydował punkt regulaminu o trzykilometrowej strefie ochronnej na płaskich etapach. Kraksa czy defekt w tej strefie nie skutkują stratą i zawodnik jest klasyfikowany w czasie grupy. Drugi dyrektor sportowy Saxo Bank Bradley McGee interweniował u sędziów, domagając się, by Contadorowi zaliczono ten sam czas co Schleckowi. Argumenty McGee - że Hiszpan nie miał informacji, w której grupie jedzie Schleck, a potem zwolnił, widząc rywala obok siebie - nie przekonały komisji sędziowskiej. Contador nie traci jednak optymizmu. - W dzisiejszym kolarstwie o zwycięstwie czy przegranej w wyścigu decydują sekundy. Stracić 1.15 do wszystkich faworytów to dużo i trzeba się będzie napracować, by to odrobić. Nie miałem dziś szczęścia, ale Tour jest długi. Trzeba być dobrej myśli - powiedział trzykrotny triumfator "Wielkiej Pętli". Ubiegłoroczny Tour de France Contador wygrał ze Schleckiem z przewagą tylko 39 sekund.