Kapitan poinformował, że "wszystko jest OK, a ocean każdego dnia jest inny".- Czuję się świetnie, mógłbym góry przenosić. W równym stopniu jestem zadowolony z jachtu. "Indyk" sprawuje się świetnie - podkreślił 56-letni olsztynianin. Za największe przeżycie do tej pory uważa emocje związane z pożegnaniem z rodziną. - Przez dwa tygodnie nie mogłem dojść do siebie - przyznał. Pytany czy Atlantyk w drugiej próbie jest inny, czy ma wrażenie, że już to widział i może nieco go nudzi, odpowiedział: - Ocean każdego dnia jest inny, zaskakujący i piękny zarazem. Nie mam odczucia, że przeżywam drugi raz to samo, natomiast nie ukrywam, że bardzo obawiam się wód południowych. Moje obawy potęguje fakt, że tym razem wiem, co mnie tam czeka. Cichocki podkreślił, że gdyby miał podsumować swoje spostrzeżenia z pierwszego i obecnego rejsu, to te właśnie obawy, wynikające z przeżytych sytuacji, najwyraźniej różnią obie wyprawy. Kapitan, który tydzień temu minął równik, ma satysfakcję z tempa podróży. - Muszę nieco spowalniać jacht, ponieważ znalazłbym się za wcześnie na kapryśnym Oceanie Indyjskim, a to mogłoby skutkować zbyt częstymi sztormami o tej porze roku - zaznaczył. 14 lipca 2011 roku Cichocki na jachcie "Polska Miedź" po raz pierwszy podjął wyzwanie. Po 312 dniach oceanicznych zmagań, 7 maja 2012 roku, wrócił do francuskiego portu. Za ten wyczyn otrzymał tytuł Żeglarza Roku 2012, Srebrny Sekstant oraz nagrodę honorową za Rejs Roku. W październiku 2011 roku musiał zawinąć do Port Elizabeth w RPA, gdzie naprawiał uszkodzą przez uderzenie nieznanego przedmiotu płetwę sterową. Już wówczas marzył o powtórzeniu wyczynu kapitana Henryka Jaskuły, który na przełomie lat 1979/80 jako pierwszy i jedyny do dziś Polak opłynął świat samotnie bez zawijania do portów trasą na wschód.