- Za przejście Chelsea jesteśmy gotowi oddać mistrzostwo Grecji - mówił przed meczem "Żewłak", a wtórowali mu koledzy z zespołu. Wynik 0:0 z pierwszego meczu dawał im nadzieje. Ale one przyblakły już w 5. min, gdy w zamieszaniu podbramkowym z bliska głową piłkę do siatki wpakował wracający do mistrzowskiej formy Michael Ballack. Nadzieje Greków formalnie umarły 20 minut później, gdy obrońcy zapomnieli o Franku Lampardzie, który z bliska podwyższył na 2:0. Olympiakos popełniał błędy w obronie, ale jego problemy brały się głównie z tego, że mistrzowie Grecji zostali zdemolowani w drugiej linii, a i z przodu nie mieli zbyt wielu argumentów. Gdy jeszcze w 48. min po kornerze bitym przez Lamparda Salomon Kalou z najbliższej odległości strzelił na 3:0, można było odgwizdać koniec spotkania. W każdym razie emocje w tym spotkaniu skończyły się. Ale z drugiej strony jakim cudem ma być inaczej? Olympiakos marzy o awansie do ćwierćfinału, a ciągle jego najlepszym pomocnikiem jest Serb Predrag Djordjević. Tak samo, jak 10 lat, tyle że teraz ma już 36 lat, a nawet tacy jak on mężczyźni z upływem czasu powolnieją. Olympiakos dzielnie walczył choćby o honorowe trafienie. Jego poczynania ożywił Belluschi (wszedł w 58. min), ale zastępujący Petra Czecha Carlo Cudicini zachował czyste konto. 1/8 Ligi Mistrzów Chelsea Londyn - Olympiakos Pireus 3:0 (2:0) Bramki: Ballack (5. głową), Lampard (25.), Kalou (48.).