INTERIA.PL: Ostatnio powstało wokół pana małe zamieszanie. Wiadomo już, czy zostanie pan w Bełchatowie? Mateusz Cetnarski: - Miałem dwie oferty, ze Śląska Wrocław i Legii Warszawa. Śląsk z GKS-em porozumiał się co do kwoty odstępnego, ale ja wolałem zostać w Bełchatowie. Natomiast Legia z GKS-em się nie dogadała, nie było więc nawet rozmów w sprawie indywidualnego kontraktu. Z tego, co ostatnio mówił mi prezes klubu, jest to temat na razie nieaktualny. Chciałby pan trafić do Legii? - Poważnie bym się nad tym zastanowił. Legia to przecież wielki klub z bogatą historią i uznaną marką nie tylko w kraju. Nie ukrywam, że chciałbym zagrać kiedyś w takim klubie, jak Legia. Nie szkoda zostawać w Bełchatowie, z którego ciężko będzie się wybić? - To oczywiste, że w Warszawie pod tym kątem byłoby lepiej. Ale z GKS-u też można się wybić. Po rundzie jesiennej zajmujemy piąte miejsce i jeśli wiosną będziemy odpowiednio punktowali, możemy się dostać nawet do europejskich pucharów. Gdy drużyna wygrywa, jest wysoko w tabeli, to częściej się o niej mówi. W Bełchatowie są dobre warunki do rozwoju, podnoszenia umiejętności, ale to raczej miejsce, w którym każdy chce się wypromować. Nie jestem wychowankiem klubu, więc nie trudno byłoby mi odejść. Nie ukrywam, że chciałbym trafić do silniejszej drużyny, wyjechać na zachód. W GKS-ie jestem już cztery lata, więc to chyba pora, aby zmienić otoczenie. Zamierza pan naciskać władze klubu na transfer, aby zrobić krok wprzód? - Nie muszę. Mój kontrakt jest jeszcze ważny półtora roku, a za rok, w styczniu, mógłbym związać się umową z innym klubem. Jak usiądziemy do rozmów w czerwcu, to zapewne GKS będzie chciał mnie sprzedać, bo też chciałby na mnie zarobić. Polityka tego klubu powinna wyglądać tak: młodzi piłkarze przychodzą za małe pieniądze, a po pewnym czasie są sprzedawani z zyskiem. No, chyba, że do Bełchatowa będą trafiać coraz lepsi zawodnicy i ktoś w końcu powie: "Halo, chcemy tu zbudować naprawdę solidny zespół". Czy tak się rzeczywiście stanie, sporo zależy od tego, czy zajmiemy miejsce na podium. Mówisz Bełchatów - myślisz kontuzje. Ci, którzy są najlepsi i trafiają do kadry, mają problemy ze zdrowiem. Najpierw Łukasz Garguła, potem Dawid Nowak, a ostatnio Mateusz Cetnarski. pana bilans jesienią: trzy razy w pierwszym składzie, trzy razy z ławki. - Łukasz miał bardzo poważną kontuzje, która ciągnęła się przez dwa lata. Jeśli chodzi o mnie, to mam niezłego pecha. Od dłuższego czasu mam problemy z kostkami, ale nigdy nie było tak, żebym sobie sam zrobił krzywdę. Na ogół ktoś musiał mi "pomóc". Moje ostatnie trzy urazy były konsekwencją brutalnych ataków przeciwnika. Pół roku temu w sparingu z Lechią Gdańsk w moją nogę władował się Marko Bajić. Ale może to też moja wina? Może powinienem czasem odpuścić, odsunąć nogę? Tamten atak Bajicia zablokował pana transfer do angielskiego Barnsley. Często wraca pan myślami do tamtego sparingu? - Prawda jest taka, że gdyby GKS wcześniej zdecydował się na moją sprzedaż, to z Lechią bym nie zagrał. Sprawa miała rozwiązać się tydzień wcześniej, zdążyłbym podpisać umowę i Anglicy na pewno nie pozwoliliby na mój występ w sparingu. Trudno, było, minęło. Do tamtej sytuacji staram się nie wracać. Wierzę, że dobra runda w moim wykonaniu sprawi, że takie oferty znów się pojawią. Rozmawiał Piotr Tomasik