Co roku przywozi pan do Polski na turnieje z cyklu ITTF Pro Tour nową, młodą zawodniczkę. Na mistrzostwa kontynentu też zabrał pan debiutantkę - Leę Rakovac. Neven Cegnar: Ona ma zaledwie 15 lat, a jest jednym z największych talentów w Europie. Wziąłem ją na mecz Ligi Europejskiej do Rumunii, w singlu przegrała z Elizabetą Samarą, ale w deblu, z Tian Yuan, pokonała świetny duet Samara, Daniela Dodean. To wielki sukces i jednocześnie dołożyła cegiełkę do zwycięstwa. Dlaczego w Trójmieście nie ma Matei Jeger? Przed rokiem, w wieku 15 lat, dotarła do 1/8 finału ME w Ostrawie. - W szerokiej kadrze mam cztery świetne, perspektywiczne zawodniczki, m.in. Rakovac, Ivana Tubikanec i właśnie Jeger. Latem w Kazaniu podczas MEJ wygrały z Węgierkami, w składzie z Madarasz, i Niemkami, w składzie z Solją. To pokazuje, jak ogromnym potencjałem dysponują. Ale potencjał to jedno, a podejście do pracy - drugie. Ma pan zastrzeżenia do profesjonalizmu Jeger? - Już powiedziałem, nowa generacja to wielkie talenty, ale niestety brakuje im chęci do pracy. Muszą więcej trenować, mieć w sobie więcej zawziętości, determinacji, bardziej skoncentrować się na podnoszeniu umiejętności. Widzę już jakiś postęp, ale potrzeba sporo czasu, tej sprawy nie załatwimy w kilka tygodni. Z pewnością Jeger i Rakovac mają mniej lat niż pan pracuje z chorwacką kadrą. - Za dwa miesiące minie 20 lat... W Europie, a pewnie i na świecie, nie ma nikogo dłużej pracującego z drużyną narodową w tenisie stołowym. Zostanę do igrzysk olimpijskich w Londynie, a później muszę coś zmienić, może wyjechać z Chorwacji. W 2004 roku otrzymał pan propozycję z Polski i podobno niewiele zabrakło do podpisania kontraktu. - Ściślej mówiąc, oferty były dwie, kolejna parę lat później. Jeśli chodzi o rok 2004, Andrzej Grubba już wsiadał w samochód... Poruszenie w komitecie olimpijskim zrobiła wtedy moja zawodniczka Tamara Boros, która koniecznie chciała, abym został. I po rozmowach z władzami chorwackiego sportu postanowiłem jeszcze zostać. Gdyby znów pojawiła się propozycja z Polski? - Jeśli będzie praca dla mnie, bardzo chętnie się zgodzę. Bo jeśli wyjadę z Chorwacji, to tylko z rodziną. A moja żona Katarzyna pochodzi z Olsztyna, co roku przyjeżdżamy na wakacje - na Mazury lub nad Bałtyk. Z kolei 23-letnia córka jest już na ostatnim roku studiów, ale nie będzie uczyła się już w Zagrzebiu, tylko na zasadzie wymiany - w Poznaniu. Zresztą ona sama mówi, że czuje się bardziej Polką. Mam też 14-letniego syna, który uczy się w siódmej klasie. Na brak ofert nie narzekam, bo były też z Singapuru, Japonii, Australii. Wracając do ping-ponga. Jak się czuje Sandra Paovic, która zimą 2009 roku, w drodze na mecz do Polski, uległa ciężkiemu wypadkowi samochodowemu? - Pracuje w federacji tenisa stołowego, ale o powrocie do sportu nie ma mowy. Chodzi o kulach, gorzej jest z lewą nogą. Na szczęście udało się tak przystosować samochód, że sama może poruszać się po Zagrzebiu. W pewnym momencie Paovic była już liderką reprezentacji... - Zastępowała na tej pozycji Tamarę Boros, medalistkę mistrzostw świata i Europy, która kilka lat temu też miała poważne problemy zdrowotne. Chodziło o centralny układ nerwowy; sytuacja była tak tragiczna, że Tamara nie mogła wstać, bo traciła równowagę. Naprawdę było bardzo źle z nią. Całe szczęście, że po wielu miesiącach wyszła z choroby, wróciła do sportu, ale o najwyższej formie nie ma już mowy. I tak cud, że znów gra, bo lekarze mówili, że już nie pojawi się przy stole. Andre Bakula nie chce grać w reprezentacji? - Nie, zdecydowała, że skupi się tylko na występach w drużynie w Niemczech.