Bryant po serii nieudanych sezonów ma od jakiegoś czasu dość "Jeziorowców" i chce zmienić otoczenie. W mediach zaroiło się od plotek, kto będzie w stanie sprowadzić z Los Angeles jednego z najlepszych koszykarzy NBA ostatniego dziesięciolecia. Najgłośniej spekulowano o Chicago Bulls. Sześciokrotni mistrzowie NBA z czasów Michaela Jordana i Scottiego Pippena byli ponoć skłonni przekazać "Jeziorowcom" kilku koszykarzy w zamian za Bryanta, ale oczekiwania klubu z Kalifornii były zbyt wygórowane. Za Bryanta żądali ponoć świetnego snajpera Bena Gordona, wszechstronnego i chwalonego na każdym kroku Luola Denga, znanego z efektownych wsadów Tyrusa Thomasa i debiutanta Joakima Noahę. Pierwsza trójka wymienionych graczy dawała w poprzednich rozgrywkach "Bykom" przeciętnie ponad 45 punktów, a także blisko 14 zbiórek i 7 asyst na mecz. Dla porównania Bryant wnosił do gry ekipy z Miasta Aniołów 31,6 pkt, 5,7 zb i 5,4 as/mecz. Liczyć potrafią też w Chicago, dlatego generalny menedżer klubu John Paxson w rozmowie z "Los Angeles Times" zdementował pogłoski o transferze Bryanta. - Sprawa nie jest i nie była nigdy bliska realizacji. Nie ma w ogóle takiego tematu - zapewnia ucinając możliwość gry Kobego w Konferencji Wschodniej. Pytanie brzmi na jak długo, ponieważ zamianę Bryanta za Gilberta Arenasa rozważają podobno w Waszyngtonie...a o gwiazdę "Jeziorowców" do lutego, kiedy zamknie się okienko transferowe, może postarać się każdy, kto zechce dokonać rewolucji w kadrze składając "Jeziorowcom" i koszykarzowi propozycję z rzędu tych nie do odrzucenia.