David Villa wypowiedział kontrakt Jose Luisowi Tamargo 19 kwietnia, a po kilku tygodniach podpisał umowę z Barceloną. Były agent podkreśla, że zerwanie jego kontraktu było jednostronne, a Villa podczas rozmów z mistrzami Hiszpanii wykorzystał warunki, jakie Tamargo wynegocjował przed rokiem. Ubiegłego lata, podczas rozgrywek Pucharu Konfederacji, Valencia prowadziła intensywne rozmowy z klubami zainteresowanymi sprowadzeniem Davida Villi. Hiszpańskie media informowały o bliskim porozumieniu z Realem Madryt, ale ostatecznie władze klubu z Estadio Mestalla nie przystały na żadną ofertę "Królewskich". Również jedna z angielskich drużyn - prawdopodobnie Chelsea albo Manchester United - bezskutecznie pytała o najlepszego strzelca "Los Ches". Po fiasku negocjacji z Realem, do wyścigu o "El Guaje" włączyła się Barcelona. Tamargo ustalił warunki kontraktu Villi z nowym zespołem, ale prezydent "Nietoperzy" Manuel Llorente ostatecznie zadecydował, że Villa zostanie w Valencii, jeżeli nikt nie złoży za niego "skandalicznie skandalicznej oferty". W efekcie Barcelona zrezygnowała ze starań o bramkostrzelnego napastnika i na Nou Camp pojawił się Zlatan Ibrahimović. W maju bieżącego roku, zaraz po zakończeniu ligowego sezonu, prezydenci Valencii i Barcelony znów usiedli do rozmów i osiągnęli porozumienie w niespełna dwie doby. Jeszcze przed mistrzostwami świata Villa podpisał kontrakt z "Dumą Katalonii". Jak sugeruje Tamargo - na warunkach wynegocjowanych przez niego przed rokiem. W poprzedniej, nie sfinalizowanej umowie, Tamargo zapewnił sobie 15% prowizji z wartości transferu i uważa, że ciągle należy mu się 6 mln euro, czyli 15% z 40 mln euro, za jakie Villa ostatecznie zmienił klub. Hiszpańscy dziennikarze dowiedzieli się od osób z otoczenia Davida Villi, że gwiazdor Barcelony nie zna jeszcze szczegółów pozwu, dlatego nie będzie komentował całej sprawy. Łukasz Kwiatek