- Pokonać "Sborną" dwukrotnie na jednym turnieju, to wielka sztuka, bo to jedna z najsilniejszych drużyn na świecie, a nam się udało tego dokonać. Te brązowe medale osładzają nam nieco gorycz po porażce w półfinale ze Szwedami - powiedział trener Czechów Alois Hadamczik po ograniu Rosji 7-4 w walce o trzecie miejsce na świecie. Na turnieju rozgrywanym w Bratysławie i Koszycach to kibice czescy stanowili największą - po gospodarzach Słowakach, grupę. Rosjanie w sporej liczbie dotarli do stolicy Słowacji dopiero na fazę ćwierćfinałową, ale i tak nie było ich tak wielu, jak Czechów. - Trzymał za nami kciuki cały naród. Już na zgrupowaniu w Brnie powiedziałem chłopcom, że to właśnie dla niego mamy zrobić wynik na mistrzostwach - dodał Hadamczik. - Oczywiście chcielibyśmy, żeby to były złote medale zdobyte dla wszystkich Czechów, ale się nie udało. Nie jestem jednak tym faktem załamany. Chociażby dlatego, że w żadnym meczu nie byliśmy gorsi od rywala. W spotkaniu ze Szwecją, które przegraliśmy w półfinale, byliśmy gorsi tylko przez 10 minut II tercji, poza tym my mieliśmy więcej do powiedzenia. Szef "Sbornej" Wiaczesław Arkadiewicz Bykow, występ na MŚ na Słowacji nazwał porażką. - Musimy przeanalizować jej przyczyny. Jedno jest pewne - przywieźliśmy najsilniejszy zespół, na jaki nas było stać. Czy zadowolony jestem z gry Aleksandra Owieczkina? Myślę, że Sasza sam nie jest zadowolony ze swej postawy, ale ja jestem daleki od zwalania wszystkiego na jednego gracza, polowania na "czarownice". Porażkę z Czechami w walce o "brąz" Bykow na gorąco tłumaczył "niezrozumiałymi, niewymuszonymi i prostymi błędami", jakie w obronie popełniali jego gracze. - Pierwsze, co mi przychodzi do głowy jako ich przyczyna, to po prostu zmęczenie - uzasadnił. Hadamczik uznał, że kluczowym momentem meczu była jego decyzja o zmianie systemu obrony w tercji środkowej polegająca na zagęszczeniu jej. - Dokonaliśmy jej przegrywając 1-2 i dzięki temu Rosjanie mieli duże kłopoty z przedostaniem się pod naszą bramkę - analizował. Alois Hadamczik podziękował Jaromirowi Jagrowi za pomoc w scementowaniu zespołu, a także wszystkim zawodnikom za to, że tworzyli ekipę, z jakiej Czechy powinny być dumne. - Jakoś tak dziwnie było na tych mistrzostwach, że ci, którzy na nas się rzucali, to gładko przegrywali. Tak było w ćwierćfinale z Amerykanami i tak było dzisiaj z Rosjanami. Ci zaś, którzy spokojnie czekali na nasz atak, czyli Szwedzi, pokonali nas - zauważył najsłynniejszy hokeista na słowackich MŚ, czeski napastnik Jaromir Jagr. Michał Białoński, Korespondencja ze Słowacji