Jest ktoś, kto znajduje się w jeszcze większym centrum zainteresowania. Są to hostessy, które swoją obecnością uatrakcyjniają start i metę każdego etapu. Jedna z nich, Kasia z Karpacza, zgodziła się porozmawiać z INTERIA.PL. - Jak wygląda dzień hostessy podczas Tour de Pologne? - Ciężko. - To znaczy? - Trzeba być bardzo zdyscyplinowanym. Wstajemy bardzo wcześnie rano - o szóstej, a nawet o piątej i jedziemy na start. Jesteśmy przy prezentacji drużyn, a potem jedziemy na metę i czekamy na przyjazd ekip. Podczas samej dekoracji też jest strasznie "gorąco" - trzeba bardzo szybko się przebierać. - A co robicie po etapie, macie jakiś czas wolny? - Jemy kolację i przygotowujemy się do następnego dnia. Myjemy głowy, nakręcamy włosy na wałki, nie ma czasu na jakieś "wyjścia", a rano pracujemy już na "gotowym", w innym wypadku musiałybyśmy wstawać chyba o trzeciej. - Panuje jednak obiegowa opinia, że bycie hostessą to sama przyjemność? - Wydaje się to takie łatwe, ja wcześniej miałam takie same odczucia - ubiorę się ładnie, pomaluje, ale rzeczywistość nie jest taka różowa. - A jak się zostaje hostessą na Tour de Pologne? - Wysłałam zdjęcie do Lang Teamu (organizator wyścigu - przyp. red.), bo taki był warunek, a potem dostałam telefon, że się dostałam i jadę na wyścig. - W tegorocznym Tour de Pologne jest siedem hostess, ale trzy z was były na trasie już w poprzednim roku. - Tak, to były Asia, Marta i Kasia (w naszym konkursie dziewczyna z numerem siódmym - przyp. red.). - Czy interesujesz się sportem, znasz nazwiska kolarzy? - Nie, wiem tylko kto wychodzi do dekoracji i to też nie po nazwisku, ale po kolorze koszulki. - Co robisz oprócz bycia hostessą? - Pracuję w hotelu "Karkonosze" w Karpaczu. - Czy będziesz chciała wziąć udział w przyszłorocznym Tour de Pologne? - Jeśli tylko dostanę taką propozycję, to tak. Paweł Pieprzyca, Leszno