Potwierdza to w swych słowach Paweł Brożek, najlepszy strzelec Białej Gwiazdy. - Po raz kolejny udowadniamy, że gdybyśmy szybciej strzelili pierwszą bramkę, wynik pewnie byłby bardzo wysoki. Po strzelonym golu zaczynamy grać swobodnie i z polotem, schodzi z nas ciśnienie i prezentujemy inny futbol. Co ciekawe, pierwszą i jak się wydaje kluczową bramkę zdobył z rzutu karnego Patryk Małecki, najmłodszy zawodnik na boisku. - Serdecznie mu gratuluję, bo było to na pewno dla niego duże wyzwanie i przeżycie. Ja nie mogłem podejść do tej "jedenastki", byłem w tym czasie opatrywany przez medyków. Dobrze, że Patryk podjął to wyzwanie i świetnie się z niego wywiązał - komentował "Broziu". To właśnie on wyznaczony był do strzelania tej jedenastki, następnym w kolejce był Boguski, ale on wcześniej opuścił plac gry. W związku z powyższym do piłki podszedł "Mały". Paweł Brożek w końcówce spotkania w kilku sytuacjach popisał się niemałą nonszalancją. Najpierw uderzeniem z "krzyżaka" zakończył akcję Sobolewskiego i Łobodzińskiego. - Takie bramki, gdy człowiek ma piłkę na piątym metrze, maja największy ciężar gatunkowy. Gdy się tego nie strzeli, wychodzi się na gamonia. A mówiąc bardziej serio, miałem trochę luzu i wykorzystałem dobre podanie - tłumaczył po meczu strzelec. Nieco gorzej zachował się kilka minut później, kiedy będąc w sytuacji "sam na sam" zbyt lekko podciął piłkę i posłał ją wprost w ręce golkipera. - Bramkarz był posadzony na ziemi. Uważam, że to nie była przesadna nonszalancja z mojej strony. Chciałem go przerzucić, ale dość pechowo noga ugrzęzła mi w błocie pod bramką i nieczysto ją podciąłem. Mógł być drugi hat-trick w karierze - mówił.