W wywiadzie udzielonym magazynowi "FC Business" Gordon Smith, dyrektor wykonawczy Szkockiej Federacji Piłkarskiej tłumaczy, w jaki sposób chce walczyć z kryzysem. Rozważane jest wprowadzenie nowych regulacji ograniczających swobodę finansową drużyn. Jeśli wejdą one w życie, kluby będą mogły przeznaczyć na pensje dla zawodników jedynie 65 proc. dochodu. Smith przyznaje, że pomysł ten zapożyczył od federacji irlandzkiej, która już wcześniej zdecydowała się na podobny ruch. Władze szkockiego futbolu idą podobnymi ścieżkami co UEFA. - Platini w pewnym sensie ma rację, że wydawanie pożyczonych pieniędzy to pewien rodzaj oszukiwania - powiedział Smith. Najwięcej na nowych przepisach mogą stracić piłkarze Heart of Midlothian, którego barw broni Dawid Kucharski. W zeszłym roku Roman Romanow, właściciel "Serc" przeznaczył na pensje dla zawodników 110 procent przychodu klubu. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce nie będzie mógł być aż tak rozrzutny. Rzecz jasna nie tylko zawodnicy Romanowa zarabialiby mniej. Reprezentanci innych klubów, w tym Artur Boruc i Łukasz Załuska, też mogą stracić. Tymczasem szkocki futbol nie byłby w tak dużych tarapatach, gdyby z transmitowania meczów nie wycofała się Setanta. Prawa telewizyjne za stosunkowo niewielkie pieniądze wykupiły niedawno Sky i ESPN. To główna przyczyna kryzysu.