Dziś Artur Boruc jest cenionym w całej Europie bramkarzem. Piłkarskim oczywiście. No, fajnie - zareagował zawodnik Celtiku Glasgow na wiadomość, że znalazł się wśród dwudziestu sportowców nominowanych w naszym Plebiscycie. To właśnie cały Boruc. Skromny i opanowany. Ale tylko poza boiskiem. Na nim jest potwierdzeniem tezy, że bramkarz i lewoskrzydłowy, to najbardziej szaleni ludzie w drużynie. Dobrze wiedzą o tym fani lokalnego rywala "The Bhoys", Rangersów, którzy podali go nawet do sądu. Kilkuletnie "Piramidy" Zanim rozpoczął treningi w klubie z rodzinnego miasta, Pogoni Siedlce, tata Władysław próbował zaszczepić w nim i jego bracie, Robercie, miłość do hokeja. - Czasem trochę pojeździłem na łyżwach, ale bez przesady. Nigdy zbytnio mnie na lód nie ciągnęło - wspomina. W 1989 roku brat zaprowadził go na zajęcia piłkarskie. Od tamtej pory poza piłką nie widział życia, które go jednak nie rozpieszczało. Mama, Jadwiga, pracowała w szpitalu. Rodzice nie zbijali kokosów. Ciężko było im utrzymać pięcioro dzieci: Artura, Roberta i ich trzy siostry (Katarzynę, Anię i Paulinę). Artur zbytnio nie przykładał się do pomocy przy wychowywaniu młodszych sióstr. - Brat się nimi zajmował. Ja uciekałem na SKS czy inne zajęcia - przyznaje Boruc. - Jednak to właśnie wtedy nauczyłem się pokory - dodaje. - Bywało, że spodnie, popularne "Piramidy", nosiłem po kilka lat. Jednak atmosfera w domu rodzinnym była wspaniała. Wszyscy fajnie ułożyliśmy sobie życie. Robert pracuje, ma rodzinę, córeczkę, moją chrześnicę. Prawdziwe oczko w głowie. Dziewczyny też sobie radzą. Ania niebawem wyjeżdża do Irlandii. Będzie blisko mnie - nie skrywa radości. - Dzwonimy do siebie przy każdej nadarzającej się okazji, oczywiście w granicach rozsądku. Na pewno chcielibyśmy częściej, ale czasem po prostu się nie da - przyznaje. Żona przez... okno Bezwzględnie kobietą numer jeden jest dla niego żona, Katarzyna. Podobnie jak Artur, pochodzi z Siedlec. Oboje poznali się przypadkiem. - Wybrałem się z kolegą na dyskotekę. Jak to w młodości, czasem krucho było z gotówką, więc zamiast drzwiami, postanowiliśmy wejść oknem. Kiedy już się nam to udało, ujrzałem Kasię. Od razu mi się spodobała. Potem znów ją spotkałem, ale wydusić z siebie słowa już nie potrafiłem - śmieje się dzisiaj. - I tak się za nią oglądałem chyba dwa lata. Wreszcie, kiedy wygraliśmy jakiś turniej, w nagrodę dostaliśmy po piwku. Wiadomo, człowiek od razu jest odważniejszy i zagadałem - opowiada. - Umówiliśmy się następnego dnia. Oczywiście się spóźniłem, chyba dobrą godzinę. Kasia była potwornie zła, ale jakoś udało mi się ją przekonać, aby poszła ze mną na kawę. Potem, wybraliśmy się na konkurs Miss Ziemi Siedleckiej. Po jego zakończeniu wstąpiliśmy się czegoś napić i wówczas pierwszy raz ją pocałowałem - wspomina. Wydział wędliniarsko-muzyczny Obecnie razem z Kasią mieszka w Glasgow. Nie wie, ile punktów ma Celtic w tabeli. Jeśli już coś obejrzy w telewizji, to mecz ligi polskiej. Wie jedno - jak wróci do Polski, będzie aktywnym kibicem Legii. - Bo kibicem cały czas jestem, to ma się w sercu. Kocham ten klub - deklaruje. Na razie nie myśli, co będzie robił po zakończeniu kariery. - Na szczęście rodzice zadbali, abym doszedł do pewnego, przyzwoitego poziomu edukacji - przyznaje. Żona niedawno skończyła psychologię. Artur studiować jednak nie zamierza. "Chyba, że na wydziale wędliniarsko-muzycznym" - śmieje się. W wolnym czasie, najczęściej się nudzi. "No bo co tu można robić?" - zastanawia się. - Leżeć, spać, jeść. Staram się nie czytać gazet, nie oglądać telewizji. Po co się denerwować? Za to godzinami patrzę na polskie kino, to naprawdę lubię. Nie mam żadnych pasji, historii czy filozofii. Zresztą, filozofię to ja mam swoją - kończy kandydat do miana Najlepszego Sportowca Polski. ADAM DAWIDZIUK BORUC 2006 W LICZBACH 0 - tyle bramek dał sobie strzelić w trzech meczach szkockiej "świętej wojny" z Glasgow Rangers. 1 - tyle występów w reprezentacji Polski zaliczył za kadencji Leo Beenhakkera. 2 - tyle razy napastnik Manchesteru United, Louis Saha, próbował pokonać Boruca z rzutu karnego. Raz mu się udało. 3 - tyle rzutów karnych obronił w 2006 roku i tyle meczów rozegrał na mistrzostwach świata. 147 - tyle dni czekał po mistrzostwach świata na powrót do reprezentacyjnej bramki. 1000 - tyle piw zafundował kibicom Legii z okazji zdobycia mistrzostwa Polski. 2 500 000 - tyle euro warta była obrona rzutu karnego w meczu z Manchesterem United, która dała Celtikowi pierwszy w historii awans do fazy pucharowej Ligi Mistrzów.