Nie mam najmniejszego zamiaru pastwić się nad bramkarzem Celtiku, myślałem raczej, że los oszczędzi mu ostatecznego ciosu. Nie oszczędził. Po trzech latach hegemonii w lidze szkockiej Celtic Glasgow przegrał odwieczny bój z Rangers o mistrzostwo kraju. Dla polskiego bramkarza to pierwsza taka porażka, on jest w Szkocji od lata 2005. Wtedy właśnie wypożyczono go z Legii, by natychmiast zorientować się w nieograniczonej skali jego możliwości. Od tego czasu Celtic z Borucem bili Rangersów regularnie, a polski bramkarz z niewiarygodnym talentem został głównym symbolem bezgranicznej niechęci między klubami katolików i protestantów. Aż trudno uwierzyć, że ta rywalizacja toczyła się ponad sto lat bez niego. Kariera Boruca przebiegała bardzo szybko. Najpierw dał Celtom tytuł mistrza Szkocji, potem poprowadził ich do awansu z grupy w Champions League, którego bez niego nigdy nie osiągnęli. 22 listopada 2006 w 89. min meczu z Manchesterem Utd Polak obronił karnego Sahy, który dał drużynie 1/8 finału. Na tym nie koniec, bo wiosną były fantastyczne mecze z Milanem, po których dla fanów Celtic Boruc stał się osobą nietykalną. Pół-bramkarzem, a pół-cudotwórcą i świętym. Czy ktoś przed Polakiem stał się tak szybko legendą jednego z najstarszych klubów świata? W reprezentacji Polski wspinaczka trwała równie szybko. Na mundialu w 2006 roku został największą gwiazdą przegranej drużyny: w kadrze Janasa właściwie tylko on pokazał klasę godną takiego turnieju. To samo na Euro 2008 w drużynie Beenhakkera - w Europie mówiło się otwarcie, że Polska to Boruc, naturalizowany Brazylijczyk i dziewięciu graczy z pola, których po mistrzostwach nikt nie będzie chciał pamiętać. Bramkarza wyróżnił nawet taki piłkarski laik, jak prezydent RP, przekręcając jednak jego nazwisko na "Borubar". Na porażki Boruc reagował jak bohater, kiedy jego koledzy szukali wykrętów, on mówił wprost "daliśmy d". Tym jeszcze bardziej zjednał sobie fanów. ZOBACZ CAŁY TEKST I DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO