Wielokrotnie podczas swojej pracy słyszałam, że nie możemy łączyć sportu i polityki, że to nikomu nie służy. Problem polega na tym, że od dawna (jeśli nie od zawsze) te światy są ze sobą powiązane. Sport nie funkcjonuje w próżni. Zawsze jest od kogoś lub czegoś zależny. Od decyzji państwowych władz, możnych właścicieli czy bogatych sponsorów. Uwarunkowania polityczne, gospodarcze i ekonomiczne decydują o tym, gdzie rozgrywane są najważniejsze międzynarodowe imprezy, kto daje na to pieniądze, czy wreszcie jak funkcjonują kluby i związki sportowe. Autonomia tych ostatnich tylko pozornie jest zachowywana. Bo przecież jakoś muszą być finansowane. Jeśli należą do struktur światowych, one także mają swoich mocodawców. I koło się zamyka. Nie da się - moim zdaniem - tego oddzielić. Tym bardziej dzisiaj. Świat nadspodziewanie długo przymykał oczy na "wybryki" rosyjskich władz dotyczące choćby stosowania dopingu. Naiwnością jest twierdzić, że aparat państwa nie miał z tym nic wspólnego. Ba, są dowody, że było dokładnie odwrotnie. A mimo to oglądaliśmy sportowców Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego na igrzyskach. Emocjonowaliśmy się piłkarskimi mistrzostwami świata cztery lata temu, czy rywalizacją w 2014 roku w Soczi. Były protesty, wątpliwości, ale ostatecznie nic się nie wydarzyło. Teraz powinno się wydarzyć. Paulina Chylewska: "FIFA chcę monitorować sytuację". Szok! Co tu monitorować? Z wielu miejsc słychać, ze inwazja, agresja, wojna (bo takich słów należy używać) wywołana przez Rosję musi zakończyć się wykluczeniem wszystkich zawodników z rozgrywek międzynarodowych i odebraniem organizacji wydarzeń sportowych. Taka sankcja zaboli. Nie od dziś wiadomo, że dyktatorzy uwielbiają pławić się w sportowych sukcesach i ogrzewać w blasku medali, Ten konkretny zwłaszcza! Tylko jakoś nikt się z takimi decyzjami nie śpieszy. Komitet Wykonawczy UEFA zbiera się dziś i zdaniem agencji Associated Press, powołującej się na źródła w federacji podejmie decyzję o odebraniu Sankt Petersburgowi organizacji finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. Oby! Choć otwartym pozostaje pytanie czy Gazprom nadal pozostanie sponsorem rozgrywek? Czy nikomu nie będzie to przeszkadzać? FIFA, z kolei, w sprawie meczów barażowych do mistrzostw świata będzie "monitorować sytuację"! Szok! Co tu monitorować? Rozmieszczenie rosyjskich wojsk, czy decyzje generałów? Dlaczego nie wykluczyć po prostu Rosji z rozgrywek? Zadać najsilniejszy z możliwych ciosów? Nie udawać, że nic się nie stało. Nie argumentować, że sportowcy nie są niczemu winni. Sprawa jest zbyt poważna. Mamy do czynienia z agresorem i tak trzeba go traktować. Ze wszystkimi konsekwencjami, nawet dotyczącymi zawodników. Nie ma wyjścia (z podjęciem decyzji dotyczących wykluczenia Kenii i Zimbabwe za "nadmierną ingerencję osób trzecich" FIFA jakoś problemu nie miała). Nie wiem jak to się skończy, czy nie okaże się, ze światem - niespodzianka! - rządzi pieniądz. Nawet ten wojenny. Czy nie żal mi sportowców? Oczywiście, że tak, ale jednocześnie jestem pewna, że także oni mają pełną świadomość sytuacji, w której się znaleźli. Reprezentowanie kraju najeźdźcy, to legitymizowanie jego władzy, w mniejszym lub większym zakresie. I wierzę, ze władze światowego sportu też to rozumieją... Paulina Chylewska