Całe spotkanie, jak na niego, oglądał wyjątkowo spokojnie, mimo że kielczanie prowadzili w tym meczu tylko dwa razy na samym początku. Pod koniec spotkania nawet pocieszał Mateusza Jachlewskiego po przestrzelonej sytuacji, mimo że jego zespół chwilę wcześniej przekreślił szansę na równą walkę do samego końca, bo gospodarze zwiększyli przewagę do pięciu goli. - Gdyby "Siwy" rzucił te swoje trzy sytuacje, to może byłoby jeszcze lepiej, ale patrzmy z kim graliśmy. Jego rzuty obronił mistrz świata Thierry Omeyer. Za gospodarzami było 10 tysięcy kibiców, niektórzy moi zawodnicy pierwszy raz grali przy takich kulisach - opowiadał Wenta. Przyznał też, że jego zespół się odmienił. - Ostatnie dni poświęciliśmy w mniejszym stopniu na trening, a w większym na coś w rodzaju zabawy. I to chyba przyniosło efekt. Pierwszy raz od dawna zespół pracował wspólnie. Popełnialiśmy błędy, ale była konsekwencja w ataku i obronie. Chłopcy przestali myśleć o tym co mają robić, a zaczęli to robić. Taki mecz był wielu z nas potrzebny. Szkoleniowiec liczy, że to pozwoli zespołowi wyjść z dołka. - Jeden krok to te trzy dni po meczu z Puławami. Drugi dzisiaj. Musimy utrzymać to tempo i ten kierunek, ale to nie znaczy, że od jutra wszystko będzie fajnie. Mamy podstawy do optymizmu: na wspólnej walce takiej jak dziś możemy coś budować i przypomnieć ludziom kim jesteśmy. Może dożyjemy chwili, że wywieziemy stąd jakiś punkt. Bo na razie to my nie jesteśmy w Europie, pukamy do niej, a najlepsza szesnastka Ligi Mistrzów to dla nas sen.