Tym razem najlepszy nasz specjalista od rowerowych maratonów nie mijał linii mety z uśmiechem na ustach. Całkowicie przemoczony i dokładnie oblepiony błotem schodził z roweru kręcąc głową. Pokonanie ciężkiej 82-kilometrowej trasy przy temperaturze 9 stopni Celsjusza i rzęsistym deszczu padającym z każdego kierunku to prawdziwy sport ekstremalny. - Najgorsze było przenikliwe zimno. Po prostu telepało mną, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa do tego stopnia, że nie miałem siły hamować. Ukończenie zawodów było dzisiaj prawdziwym sukcesem - ocena tak niesamowicie doświadczonego kolarza najlepiej świadczy o skali trudności, jakiej stawili czoła "górale" na pięknych trasach Gór Sowich. Andrzej Kaiser ściga się od lat i opanował technikę jazdy w takim stopniu, że pięć gwiazdek w sześciostopniowej skali trudności wyścigu w Bielawie nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia. Zupełnie jak głazy na trasie, wystające korzenie, ciężki długi podjazd, no i wodno-błotne podłoże. - Trasa sama w sobie nie była trudna. Problemem były ekstremalne warunki. Najgorzej było na zjazdach. Prowadziły szutrowymi ścieżkami, więc dało się jechać bardzo szybko, a wtedy organizm momentalnie wychładzał się. Było potwornie zimno - opisywał. Pomylił się ten, kto sądził, że anormalne warunki będą sprzyjać niespodziankom. Kaiser i tym razem nie zwlekał z atakiem, już na pierwszym podjeździe narzucił tempo, którego nikt nie był w stanie wytrzymać. Drugie miejsce po raz trzeci zajął jego kolega z ekipy DHL Author Paweł Wiendlocha, a trzeci był Tomasz Sikora z Iskry Głogoczów. - Trzeba radzić sobie w każdych warunkach. Jestem z Kaszub, a u nas mówi się, że Kaszubów dzieli się na błotnych i bagiennych. Najwyraźniej jestem z tych pierwszych, bo lubię ścigać się w tych warunkach. Zimą startuję w przełajach, a wiadomo, że podczas nich nie ma co liczyć na słońce i wysokie temperatury. Warunki są zazwyczaj porównywalne do dzisiejszych, dlatego dzisiaj nie byłem zaskoczony tym, co spotkało nas na trasie. Mirosław Ząbkiewicz, Bielawa