Na końcu mógł być tylko jeden zwycięzca, ale rywalizację zaczęło prawie dziewięć tysięcy (!) graczy z całego świata. Wszyscy przyjechali do Las Vegas z nadzieją na triumf, sławę i wielkie, wielkie pieniądze. Ostatecznie wygrał Jamie Gold - były hoolywoodzki agent, a obecnie współwłaściciel firmy produkującej programy telewizyjne. Do rywalizacji przy tzw. "ostatnim stole" przystąpili także: Allen Cunningham, Richard Lee, Erik Fiberg, Paul Wasicka, Doug Kim, Rhett Butler, Michael Binger oraz Dan Nassif. Walka trwała prawie 14 godzin, triumfatora wyłoniono o godzinie 3.43 na ranem, a o zwycięstwie zdecydował blef... Poza okrągłą sumką, Gold odebrał najbardziej prestiżowe trofeum w świecie pokera - bransoletkę z 14 karatowego białego złota wysadzaną diamentami, które tworzą także napis "poker" w głównej jej części. Naprawdę, prawdziwe arcydzieło! Wszystko rozstrzygnęło się, gdy pozostało ich tylko dwóch. Gold i Paul Wasicka. Nad ranem miejscowego czasu trzema pierwszymi wspólnymi kartami na stole w Amazon Room były "Q" trefl, oraz "8" i "5" kier. Wasicka postawił 1,5 ml dolarów w sztonach i pokazał "10" kier i "10" pik, natomiast Gold wszedł "all-in" z "Q" pik i "10" trefl, co dało mu parę "dam". Czwartą wspólną kartą był "A" karo, a piątą "4" trefl. - Potrafię czytać zamiary innych graczy, jak chyba nikt na tym poziomie. Nie mam żadnego wielkiego planu, chce dotrwać tylko do kolacji - mówił triumfator jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji przy "finałowym stole". Nie tylko dotrwał, ale i wygrał, choć przyznał: - Jestem bardzo zmęczony. 33-latek z Malibu w pokera nauczył się grać od mamy, a zwycięstwo zadedykował choremu na stwardnienie zanikowe boczne (ALS) ojcu, do którego zadzwonił tuż po walce. - Każda noc, którą może przespać jest dla niego błogosławieństwem. Jeśli uda mu się wstać rano, to już może być z tego dumy - wyjaśnił Gold. Teraz dumny może być także ze swojego syna, który tuż po swoim wielkim triumfie powiedział: - Grałem najlepszy poker w moim życiu. Czasami miałem szczęście. Czasami nieco więcej umiejętności. Z 6 milionami dolarów imprezę zakończył Wasicka, który przyznał, że dał się nabrać na blef rywala. - Naprawdę mnie nabrał - stwierdził Wasicka. - Coś wewnątrz mówiło mi: zaryzykuj. I tak zrobiłem, ale okazało się, że nie miałem racji. Jednym z problemów okazały się stroje zawodników, którzy często reklamowali pokerowe serwisy internetowe. Szefowie turnieju wydali rozporządzenie, w którym nakazywali przytwierdzanie na loga specjalnych naklejek, ale nie wszyscy się do tego stosowali. Ktoś rzucił nawet pomysł, że najlepszym rozwiązaniem byłoby... granie nago. Z imprezą jeszcze przed decydującą fazą pożegnali się byli mistrzowie i wielcy faworyci. Szczęścia, a czasem odrobinę większej koncentracji zabrakło m.in.: Philowi Hellmuthowi, Doyle'owi Brunsonowi, Bobby'emu Baldwinowi, Danielowi Negreanu, Huckowi Seedowi, Philowi Ivey'owi czy też Robertowi Varkonyi'emu. Tytułu nie zdołał obronić także Joe Hachem, którego historia dowodzi jak pasja do gry w pokera i nieco szczęścia może zmienić całe życie. Ten urodzony w Libanie mężczyzna wyemigrował do Australii w 1970 roku. Na Antypodach imał się przeróżnych zajęć - był kręgarzem i agentem nieruchomości. Żonaty ojciec czwórki pociech nie rozstał się jednak ze swoją pokerową pasją i w 2005 roku przyjechał wraz z kolegami do Las Vegas. Wygrał 7,5 mln "zielonych"... Myli się ten, kto myśli, że WSOP nie cieszyło się wielkim zainteresowaniem kibiców. Było wręcz przeciwnie.. Już na początku rywalizacji tłumy widzów odwiedzały miejsce zawodów, a przy wejściu do wielkiego Amazon Room, gdzie toczyła się gra, stale powstawały kolejki fanów. Ilość oglądających była ograniczona, więc pilnujący sal strażnicy czekali aż kilku fanów pokera opuści salę, zanim wpuścili następnych. Wokół stołów, przy których grały największe gwiazdy nieustannie tworzyły się "korki" chętnych do oglądania rywalizacji. Ludzie rzeczywiście zwariowali na punkcie World Series of Poker, co widać było także po frekwencji w sklepach z oficjalnymi gadżetami imprezy. Sytuacja nieco zmieniła się po zagęszczeniu stawki. Grano już wówczas tylko przy kilku stołach, wokół których ustawione są prowizoryczne trybuny. Czuło się atmosferę dużego wydarzenia, a fani pokera byli często bardziej zdenerwowani niż sami zawodnicy. Chętnych do oglądania wielkiego finału było tak wielu, że musiano ustawić dodatkowe duże ekrany. Z dnia na dzień rosło też zainteresowanie mediów i to nie tylko tych specjalistycznych, ale także ogólnoinformacyjnych. W najbardziej popularnej sportowej stacji w Stanach Zjednoczonych - ESPN, często pojawiały się korespondencje. W biurze prasowym słychać było niemal wszystkie języki świata, choć dominował oczywiście angielski. Kilka słów warto poświęcić "domowi" WSOP, czyli Rio All-Suite Hotel and Casino, które przez ostatnie dwa tygodnie było jednym z najbardziej popularnych miejsc w Las Vegas. Choć nieco oddalone od głównej atrakcji miasta, Las Vegas Boulevard, przyciągało zwolenników tej wspaniałej imprezy oraz zwykłych turystów ciekawych jak - dzięki grze w karty - można spełnić swój amerykański sen o sławie i milionach. Położony przy Flamingo Road obiekt jest typowym dla Las Vegas "małym miastem". Restauracje, bary, automaty do gry, stoły do pokera i ruletki naprawdę trudno było zliczyć, Ogromne przestrzenie i kilometrowe (to nie żart) korytarze dawały jednak poczucie zagubienia, choć miła i wszechobecna obsługa zawsze odpowiadała na każde pytanie. Samo Convention Center, gdzie odbywały się zawody, też imponuje swoją wielkością. Były tu stoiska sponsorów, stacji telewizyjnych i wydawnictw pokerowych. Naprawdę często żal było wychodzić, zwłaszcza gdy na zewnątrz 40 stopni Celsjusza... Ostatecznie 37th annual World Series of Poker na plusie zakończyło 873 graczy. Ostatni z nich otrzymał za występy w Rio 14 597 dolarów. Niewiele w porównaniu do triumfatora, który zgarnął 12 milionów, ale to przecież Stany Zjednoczone są ojczyzną powiedzenia: "Zwycięzca bierze wszystko!". Po tegorocznych zawodach można je - przynajmniej na rok - zmienić na: "Gold bierze wszystko"! Witek Cebulewski, Las Vegas