Tom Ingebrigtsen, właściciel firmy lakierniczej w Sarpsborg, zauważył, że w klubach niższych lig brakuje wyszkolonych zawodników. "Zauważyłem też, że czterech moich polskich pracowników gra po pracy w piłkę. Okazało się że są piłkarzami amatorami i to bardzo dobrymi. Zaprezentowałem ich Sparcie Sarpsborg i już tam grają, a klub jest bardzo zadowolony". "Założyłem firmę, która zajmuje się sprowadzaniem piłkarzy z Polski. Już w tej chwili w norweskich klubach gra ponad 20 zawodników sprowadzonych przeze mnie. Klubów jest dziesięć, występują ligach od drugiej do siódmej. I wszystkie chcą jeszcze tylu polskich piłkarzy, że nie jestem w stanie sprostać ich zamówieniom. Teraz więcej zajmuję się futbolem niż lakierowaniem samochodów" - mówi Ingebrigtsen. Firma Starsports Norway rozpoczęła działalność przed dwoma laty. "Kluby, które zainteresowane są polskimi piłkarzami, muszą zagwarantować im 14-dniowy okres próbny, z pokryciem kosztów podróży, a w przypadku angażu pracę i mieszkanie. W dodatku podpisują z moją firma umowę na kompleksową dostawę sprzętu sportowego" - dodał Ingebrigtsen. 4-ligowy Mysen Football ma już pięciu polskich piłkarzy w swojej drużynie i w ostatnim meczu przeciw Askim, który na razie ma tylko dwóch Polaków i oczekuje następnych, na boisku słyszało się głównie język polski, a wszystkie bramki strzelili Polacy. Choć w piłkarskich stowarzyszeniach lokalnego szczebla pojawiły się głosy, że polski import "zabija" norweskie talenty, a mecz Mysen-Askim nazwany został polską parodią, to kluby w dalszym ciągu są zainteresowane polskimi piłkarzami. Prezes Mysen Football Even Elvenes mówi: "Nie możemy odmawiać osobom, które chcą dla nas grać i w dodatku są dobrymi zawodnikami. Ci piłkarze w końcu nie tylko grają w piłkę, lecz normalnie pracują w Norwegii i tutaj płacą podatki. Myślę że jest to niechęć przeciw obcym granicząca z rasizmem, i że lokalna społeczność inaczej by reagowała, gdyby u nas grało pięciu Niemców lub Anglików".