Na swoim profilu w mediach społecznościowych Anastazja Walkiewicz ma napisane: "reprezentuję Wyspy Anastazji. Prawie olimpijka". Dziesięć lat temu zdobyła w Izmirze medal mistrzostw Europy do lat 21, jeszcze reprezentowała Białoruś. Później ten kraj opuściła - po konflikcie z trenerem reprezentacji. - To był dość agresywny człowiek i wielu zawodników postanowiło odejść. Do tego zaczęły się też protesty w kraju. Byłam przeciwko władzy, więc nie miałam innego wyboru, niż wyjechać - mówiła kilka miesięcy temu w rozmowie z TVP Sport. Tego sprzeciwu w Mińsku nie zapomniano. Ucieczka Anastazji Walkiewicz, Ukraina zamiast Białorusi. A w Odessie spotkał ją atak wojsk Putina Żeglarka przeniosła się na południe, osiadła w Ukrainie. Zaczęła startować z licencją tego kraju, ale przyszła pandemia, zawody odwoływano. Skończyła więc studia, pracowała jako trenerka windsurfingu, gdy w lutym 2022 roku rosyjskie bomby spadły na jej nowy kraj. Opuściła Odessę, bo tak akweny zostały tam zaminowane, a później trafiła do Polski. Miała tylko białoruski paszport, straciła niemal wszystko. Nasz kraj znała, jej babcia była Polką, trafiła pod szkoleniowe skrzydła Macieja Dziemańczuka. Dostała polską licencję, ale to nie wystarczyło do uzyskania prawa startu w mistrzostwach świata na początku tego roku. Wciąż obowiązywał bowiem białoruski paszport. Ale i tu pojawiła się furtka, dostała możliwość startu w Hyeres wiosną w regatach ostatniej szansy. I tam olimpijską przepustkę zdobyła, jako żeglarka neutralna. Nie miała zapewnionego finansowania, założyła zbiórkę na ten cel, by przygotować się do startu u wybrzeży Marsylii, bo tam o medale rywalizowali żeglarze. I wtedy przyszedł najgorszy cios, nokautujący. W czerwcu, na kilka tygodni przed igrzyskami, światowa federacja wysłała zawodniczce informację, że jednak startować nie może. MKOl wymagał zgody białoruskiej federacji, a jak się można domyśleć, takiej nie dostał. Olimpijskie marzenia pod neutralną flagą. Nie udało się, Białoruś nie wydała zgody. Na Sardynii startowała już z polską flagą na żaglu Walkiewicz popłynęła więc z żaglem z polską flagą teraz, w mistrzostwach Europy, które w piątek zakończyły się w Cagliari. Zaczęła je znakomicie, wygrała cztery z pięciu pierwszych wyścigów. Później tak równo już nie było, zdarzył się też falstart, odbierający wiele punktów w 47-osobowej stawce uczestniczek zmagań w klasie iQFoil. Po 13 wyścigach zajmowała jednak ósme miejsce, uzyskała prawo startu w decydującej rywalizacji. Dziś już było znakomicie - najpierw drugie miejsce w ćwierćfinale, dające awans do półfinału. A w nim też druga lokata, oznaczająca medal, bo przecież w decydującej rozgrywce startowały trzy foilistki. Walkiewicz skończyła ten ostatni wyścig trzecia - złoto wywalczyła Daniela Peleg z Izraela, srebro zaś Maya Gysler z Norwegii. To nie był jednak koniec wspaniałych wieści z Sardynii, bo niedługo później ze złota cieszył się w klasie iQFoil Paweł Tarnowski. To już kolejny tegoroczny sukces 30-latka, który przecież w lutym został wicemistrze świata (to wtedy nie dopuszczono do startu Walkiewicz), a później wygrał prestiżowy Puchar Księżniczki Zofii. Nie udało się tylko stanąć na podium w igrzyskach, tam Polaka dopadł wielki pech. Miał już niemal pewny występ minimum w półfinale, a może nawet w finale, gdy popełnił błąd, spychający go na czwartą pozycję. A później przepadł w ćwierćfinale. W Cagliari było zupełnie inaczej. Tarnowski wygrał trzy z 11 wyścigów, w czterech innych zajmował miejsca w trójce. Zajął pierwsze miejsce w części zasadniczej, awansował bezpośrednio do finału. A dziś go wygrał i sięgnął po złoto.