Po raz pierwszy, ale - jak podkreślali sportowcy - nie ostatni, zabrzmiał również Mazurek Dąbrowskiego. W trakcie ceremonii szef misji Kajetan Broniewski został powitany przez burmistrza wioski Jian Chena. Odebrał z jego rąk efektowny talerz, rewanżując się pięknie wykonaną mapą Chin z najważniejszymi wydarzeniami z historii Państwa Środka, zawierającą także odniesienia do olimpijskich dyscyplin sportu oraz pieczęć PKOl. Ten prezent wzbudził aplauz nie tylko polskich sportowców. W duszny, czwartkowy wieczór, na terenie amfiteatru, powitane zostały również ekipy Gwinei, Gruzji, Rumunii i Somalii. Dopiero jednak, kiedy rozbrzmiały pierwsze takty polskiego hymnu, a z ust sportowców popłynęły słowa Józefa Wybickiego "Jeszcze Polska nie zginęła..." - dało się odczuć wzruszenie i olimpijską jedność. Zerwały się entuzjastyczne oklaski wszystkich zgromadzonych. Inspirację poczuła również skromna, kilkuosobowa ekipa Somalii. Przedstawiciele tego kraju, początkowo z pewną nieśmiałością, a później już mocnym głosem, także odśpiewali swój hymn. Już przed uroczystością Polacy budzili zainteresowanie mieszkańców wioski. Ubrani w galowe, granatowo-ecru "mundurki" z chęcią pozowali do zdjęć. Trwała kilkunastominutowa sesja: zrób mi zdjęcie, sfotografujmy się razem, zaczekaj, jeszcze moim aparatem - dało się słyszeć. Panowie założyli eleganckie spodnie, a panie - szałowe spódnice. W drodze na centralny plac wioski czuło się rodzinną atmosferę w ekipie. "Walczcie do ostatniej kropli potu, dla sławy i chwały, swojej i naszego narodu. Jesteście miodem na serca milionów Polaków, którzy w najbliższych tygodniach będą was z całą mocą dopingować" - powiedział przed wymarszem spod bloku A7 udekorowanego biało-czerwonymi flagami minister Drzewiecki. "Od dzisiaj jesteście wielką rodziną olimpijską. Jak mawiał święty Augustyn - dopóki walczycie, jesteście zwycięzcami. Chcę też, żebyście byli jednością. Niech przyświeca wam hasło: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - podkreślił przewodniczący polskiej reprezentacji Piotr Nurowski. W uroczystości nie mogli wziąć udziału wszyscy zawodnicy - część musiała udać się na zaplanowane wcześniej treningi. Większość nie ukrywała, że z chęcią dołączyłaby do orszaku. "Nasz trener nie ma serca. Taka uroczystość, a nas tam nie będzie" - żaliła się jedna z zawodniczek, prosząca o zachowanie anonimowości. "Jak panowie napiszą o kogo chodzi, to będę miała przechlapane". Uczniowie pekińskiej szkoły podstawowej nr 1, obchodzącej w tym roku 100-lecie, którzy w ramach programu MKOl i Komitetu Organizacyjnego Igrzysk (BOCOG) "opiekują się" już od roku polskimi sportowcami, przygotowali dwieście własnoręcznie wykonanych bukietów. Delegacja szkoły, wraz z dyrektorką, wręczyła je wszystkim uczestnikom czwartkowej uroczystości, którą zakończyła piękna pieśń o marzeniach olimpijskich i przyjaźni, odśpiewana przez chór dziecięcy. "To już koniec imprezy, wracamy" - poganiał zawodniczki i zawodników prezes PKOl Nurowski. A oni, jakby nie słyszeli słów szefa, nadal rozmawiali i fotografowali się na tle olbrzymich, olimpijskich kółek.