W polskiej prasie ukazały się w piątek Pana wypowiedzi, że ma Pan już dość współpracy z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Czy to prawda? - Ja mam zrezygnować? O! To wspaniale! - Podobno jest Pan zdenerwowany na PZPN, że rozwiązał kontrakt z trenerem bramkarzy Andrzejem Dawidziukiem. - To nie jest powód, aby podawać się do dymisji. Gdybym miał rezygnować z takich powodów, to już 100 razy w czasie mojej kariery podawałbym się do dymisji. Nie wiem, co niektóre gazety chcą osiągnąć. U was nie mówi się o futbolu, o jego przyszłości, czy o problemach, które go nękają. Rozmawiacie tylko o jakichś dziwnych, pobocznych sprawach, które nie dotyczą piłki nożnej. To niewiarygodne! - To jednak jest Pan zły z powodu wyrzucenia z kadry Dawidziuka? - Nie jestem zły, tylko od początku mówiłem, że to głupia decyzja. Jednak to znów nie jest temat piłkarski. Dawidziuk jest młodym trenerem bramkarzy i od początku chciałem dać mu szansę, aby był członkiem naszego sztabu szkoleniowego. Jest jednak różnica w tym, jak pracuje się z bramkarzami juniorów, a jak przygotowuje się seniorów do meczów o punkty w eliminacjach. Dlatego kiedy jeden z najlepszych na świecie trenerów bramkarzy był możliwy do zatrudnienia, skorzystałem z tego. Ten człowiek pracował w naszej reprezentacji, wiele lat uczył bramkarzy w Ajaksie. To on jest ojcem sukcesu wielkiej kariery Van der Sara. Pracował 6 lat w FC Barcelona i dziś zapraszają go najlepsze kluby w świecie, aby konsultować z nim treningi bramkarzy. Mój pomysł był taki, żeby Kowalewskiego, Boruca, czy Dudka do meczów przygotowywał Frans Hoek , a pan Dawidziuk przez pewien okres czasu czerpałby z jego ogromnego doświadczenia i uczył się przy nim. Na tym polega trenerskie uczenie się. Później gdy pan Dawidziuk nabrałby odpowiedniego doświadczenia zrezygnowalibyśmy z pana Hoeka. Jak wrócę do Polski, to będę chciał z działaczami PZPN o tym rozmawiać, bo nie zgadzam się ze zwolnieniem tego młodego, polskiego trenera. Przecież on ma szansę zostać jednym z najlepszym trenerów bramkarzy na świecie. Ja naprawdę nie mam obsesji na punkcie ludzi z holenderskim paszportem w moim sztabie. To jeszcze jeden przykład, że w Polsce zawsze rozmawiamy o sprawach personalnych, a nie o futbolu. - Jak drużyna jest przygotowana do meczu z Kazachstanem? - Wszystko mam przygotowane. Mogę zapewnić, że drużyna będzie bardzo dobrze przygotowana do sobotniego meczu. Jedynym problemem jest to, że również drużyna Kazachstanu będzie dobrze przygotowana. Przyjechaliśmy tutaj, aby wygrać mecz, ale Kazachstan ma również te same ambicje. I właśnie na tym polega piękno futbolu. - Piłkarze wyglądali na treningu na lekko ospałych. Czy zdoła ich Pan obudzić na mecz? - Naprawdę wyglądali na ospałych? No to nie mogę już z tym nic zrobić, bo zostały tylko 24 godziny do meczu. Podróże na mecze to jest także ich praca i jeśli nie są na to przygotowani, to znaczy, że nie są dobrymi piłkarzami. Mieliśmy dziś naprawdę ciężki dzień, bo po długiej podróży wcześnie wstaliśmy i mieliśmy mały rozruch oraz zabawę z piłkami. Jednak ja nie sądzę, żeby piłkarze wyglądali na śpiących. - Czy w Ałmaty zagramy ofensywnie, czy raczej nastawimy się na obronę? - Będziemy grali jak zawsze, czyli tak żeby wygrać. Jeśli chcesz grać ofensywnie musisz posiadać piłkę. Jeśli będziemy przez 70 minut posiadali piłkę, w tym czasie będziemy starali się strzelić bramkę. Jeśli jednak piłka będzie u nas tylko 15 minut, to tylko tyle czasu będziemy mieli na zdobycie gola. W tym punkcie futbol jest naprawdę prostą grą. - Czy sobotni mecz będzie pojedynkiem nauczyciela z uczniem? - Nie, trener Pijpers to nie jest mój uczeń, ale mój kolega. Znamy się od wielu lat. On ma swoje osiągnięcia i jest bardzo dobrym trenerem. Pracowaliśmy razem przez 2 lata w Feyenoordzie i na pewno zostaniemy przyjaciółmi po zakończeniu tego meczu. - Czy skład na mecz wciąż jest wielką tajemnicą? - Ja nie mam tajemnic, ale najpierw muszę powiadomić piłkarzy o decyzjach personalnych. Mam to wszystko w głowie, bo pod tym kątem pracowaliśmy przez cały tydzień. Andrzej Łukaszewicz, Ałmaty.