Primera Division: Wyniki, tabele i klasyfikacja snajperów - Kliknij tutaj! "Kanalia" - to słowo przypomina dziś większość mediów w Hiszpanii. Zszokowane wynikami 30. kolejki są wszystkie: tak madryckie, jak barcelońskie. Kanalią nazwał Jose Mourinho Manolo Preciado - sędziwy trener Sportingu Gijon był jednym z pierwszych w Primera Division, który popadł w konflikt z trenerem Realu. Po meczu Sportingu na Camp Nou Mourinho zarzucił mu, że wystawił rezerwy oddając Barcelonie mecz walkowerem. Stare dzieje. Od wczoraj Preciado i Mourinho będą pewnie kumplami. Przed meczem na Santiago Bernabeu nie podali sobie rąk, ale po nim "Mou" zachował się z klasą. Poszedł do szatni Sportingu pogratulować rywalom, którzy byli pierwszym zespołem w tym sezonie zdolnym wywalczyć punkty w twierdzy Realu. Królewska drużyna bez Cristiano Ronaldo, Benzemy, Marcelo, Xabiego Alonso przegrała pierwszy raz u siebie, co będzie kosztowało ją prawdopodobnie tytuł mistrza kraju. W internetowej ankiecie dziennika "Marca" cień nadziei na mistrzostwo zadeklarowało mniej niż 10 proc ludzi. 9 lat, albo inaczej 150 meczów (125 zwycięstw, 25 remisów) trwała seria Jose Mourinho. Tak długo drużyny prowadzone przez Portugalczyka nie zaznały smaku porażki w roli gospodarza. Wydawało się, że na tak imponujący rekord rękę podnieść może wielka Barcelona (Gran Derbi na Bernabeu za 13 dni), nikomu nie przyszło do głowy, że zrobi to skromny zespół z Gijon. A jednak stało się. Przed meczem publiczność w Madrycie oddała hołd byłemu galactico Brazylijczykowi Ronaldo, ale potem przez 90 min nie było już okazji do świętowania. Za dwa dni, na Bernabeu Real podejmuje Tottenham w Lidze Mistrzów. Porażka ze Sportingiem to lodowaty prysznic na głowy "Królewskich" widzących siebie w półfinale. Mourinho skomentował to tak: "Jeśli Barca pokona dziś Villarreal, nasze szanse na tytuł będą praktycznie martwe". Cztery godziny później, po kontrowersyjnym golu Gerarda Pique (przy przyjęciu piłki dotknął ją ręką) Katalończycy wygrali na "El Madrigal" 1-0. Świętujący stoper Barcy "narysował" rękami dwie dwójki na cześć swojej partnerki Shakiry urodzonej 2 lutego, i na cześć chorego kolegi z drużyny Erica Abidala (numer 22). Przed 30. kolejką wszyscy w Hiszpanii, z Pepem Guardiolą na czele wyobrażali sobie, że sprawa tytułu rozstrzygnie się 16 kwietnia w Gran Derbi na Santiago Bernabeu. Real mógł liczyć nawet na to, że obejmie po nich pozycję lidera. To już się jednak nie zdarzy. Na osiem kolejek przed końcem przewaga Barcy wzrosła do ośmiu punktów - w tym sezonie nie była jeszcze tak wielka. Przed rokiem zespół Manuela Pellegriniego bił się o tytuł do ostatniego meczu, wygląda na to, że z Jose Mourinho na ławce batalia będzie mniej zacięta. Pep Guardiola może być zaledwie drugim po Johannie Cruyffie trenerem Barcy zdolnym wygrać mistrzostwo więcej niż dwa razy z rzędu. O ile jego wielki poprzednik budował Dream Team trzy lata, o tyle Guardiola powołał swój do życia praktycznie z marszu. Wczoraj, na "El Madrigal" obył się bez Xaviego, Puyola, Abidala, a do 52. min nawet bez Leo Messiego. A przecież w gronie europejskich potęg ma najszczuplejszą kadrę. Zaskakujące wyniki 30. kolejki Primera Division odebrały temperaturę Gran Derbi 16 kwietnia. Real zagra już praktycznie wyłącznie o honor, a jeszcze wcześniej czeka go nie tylko morderczy bój z Tottenhamem, ale też ligowy wyjazd do Bilbao na mecz z Athletic. O wiele bardziej istotna będzie dla "Królewskich" powtórka klasyku na Mestalla cztery dni później w finale Pucharu Króla. Zgadnijcie, co powiedział trener Barcy po tej nieprawdopodobnej 30. kolejce? "Że jeśli za wcześnie poczujesz się mistrzem, to z całą pewnością obudzisz się bez trofeum". Pep musi utrzymać na ziemi swoich graczy. Za trzy dni ćwierćfinał Champions League z Szachtarem, bez porównania ważniejszy nawet od meczu na "El Madrigal". Czytaj inne teksty Darka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!