- Wczorajszy etap można określić jednym słowem - katorga - powiedział Baranowski w "Przeglądzie Sportowym". - Od samego początku kiepsko się czułem i nie próbowałem wyrywać się do ucieczek, bo wiedziałem, że nic z tego nie będzie. Jazda przez ponad dwieście kilometrów, gdy termometr na rowerze ciągle pokazuje ponad 40 stopni, daje mocno w kość. Gdy do tego dochodzi jeszcze kiepska forma całego zespołu, to obraz całości nie przedstawia się najlepiej. Szczególnie, że nie wyjechał na start zawodnik, dla którego pracowaliśmy przez dwa tygodnie (przed rozpoczęciem 17 etapu z wyścigu wycofał się lider zespołu Liberty Seguros, Roberto Heras - przyp. red). Cóż jak nie idzie, to nie idzie... - stwierdził kolarz. - Kolano nie dokucza, ale po trzech tygodniach siedzenia na siodełku wszystko człowieka boli. A najbardziej nogi i ścięgna - zakończył Baranowski.