- Akademia stanowi uzupełnienie Kodeksu Dobrego Zarządzania i jest narzędziem pomocniczym. Projekt oceniany jest pozytywnie. Na pewno będzie kontynuowany. Frekwencja i zainteresowanie w środowisku sportowym są duże - zapewnił Bańka uczestników środowej konferencji podsumowującej pierwszy rok realizacji tego projektu. W późniejszej rozmowie z dziennikarzami przyznał jednak, że niektóre związki nie podeszły z zaangażowaniem do uczestnictwa w zajęciach. Operatorem akademii jest Instytut Sportu - Państwowy Instytut Badawczy, a z jego ramienia projektem kieruje Grzegorz Botwina. - Na razie odbyło się dziewięć spotkań, a na 40 związków, które zgłosiły się do udziału, 16 miało więcej niż jedną dopuszczalną nieobecność. Rekordzista opuścił sześć - zaznaczył Botwina. Jak dodał, obowiązek udziału w zajęciach jest jednym z punktów zawartych w Kodeksie Dobrego Zarządzania, a więcej niż jedna nieobecność może mieć wpływ na ocenę roczną działalności związku oraz ewentualne obniżenie dotacji przyznawanej przez resort. Szkolenia w ramach Akademii Zarządzania Sportem dotyczą obszaru organizacji, zarządzania i marketingu. Mają się one przyczynić do profesjonalizacji polskiego sportu. - Najbliższy jest mi obszar marketingu. Już nieraz powtarzałem, że według mnie nie ma sportów niszowych, tylko źle opakowane marketingowo. Ważne, aby w polskich związkach sportowych byli menedżerowie znający się na rzeczy. Tacy ludzie z gotowym pomysłem to przyszłość sportu. Firmy chętniej podpisują umowy z takimi związkami - argumentował Bańka. Przypomniał także o wspomnianym przy okazji podsumowania trzyletniej pracy swojego resortu pomyśle reformy, która zakłada uruchomienie od 2021 roku instytutu zajmującego się finansowaniem sportu. Ten będzie podlegał MSiT. - Chodzi o odciążenie związków sportowych ze spraw administracyjnych, z którymi sobie nieraz nie radzą. W związkach są urzędnicy, pojawiają się koszty pośrednie. Chcemy to w jakiś sposób ograniczyć. To nie kontrola, a uzupełnienie. Chodzi o to, aby publiczne pieniądze były wydawane w sposób transparentny, ale i żeby był tu większy nadzór ministerstwa - zaznaczył Bańka. W konferencji brali udział także goście zagraniczni. Jednym z nich był profesor Richard Southall, dyrektor Instytutu Badań Sportu Akademickiego Uniwersytetu Karoliny Południowej. - Trenerzy i zawodnicy to sport, a zarządzanie sportem to biznes. Dobrzy menedżerowie potrafią budować coś od podstaw do samego szczytu. Trzeba pamiętać o każdym aspekcie - podkreślił. Na braki w polskich związkach sportowych w zakresie wykwalifikowanej kadry menedżerskiej zwrócił uwagę rektor Akademii Wychowania Fizycznego profesor Adam Zając. - Dopiero po zmianie ustroju zaczęliśmy się tego uczyć, a nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Myślę, że za pięć-osiem lat powinny być widoczne efekty działań edukacyjnych MSiT - ocenił. Nacisk na aspekt edukacyjny wśród szkoleniowców kładła z kolei Brytyjka Penelope Crisfield z Międzynarodowej Rady Trenerów ICCE. - To najważniejsze z punktu widzenia osiągania wyników. Który kraj jest pod tym kątem najlepszy? Nie wiem. Trzeba pamiętać o różnicach kulturowych. Różne systemy w danych państwach mają inne atuty. Czerpiąc od innych, należy wybierać te rzeczy, które nam się przydadzą - zaznaczyła. Zdaniem Zająca chaos spowodowała deregulacja zawodu trenera. - Pojawiły się trzy- lub pięciodniowe kursy trenerskie. Sam natknąłem się na takie. Można było np. w ciągu trzech dni zostać instruktorem pływania bez wchodzenia do wody i nie trzeba nawet samemu umieć pływać - relacjonował. Według niego potrzebne są sektorowe ramy kwalifikacyjne. - Bez nich pracodawca tak naprawdę nie wie, kogo zatrudnia - ostrzegał. Jak podkreślił, na przestrzeni lat w sporcie wyczynowym zauważalna jest coraz większa specjalizacja w zakresie pracy sztabu szkoleniowego. - Są fizjoterapeuci, psychologowie sportowi, fizjologowie wysiłku. Nauka poszła tak daleko, że jeden trener nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego. Trzeba go nauczyć współpracy z naukowcami - zaznaczył. Bańka stwierdził, że kształcenie dobrze wykwalifikowanych trenerów jest priorytetem. Ocenił, że w Polsce jest wielu dobrych szkoleniowców, ale trzeba zadbać, by byli odpowiednio wynagradzani. - Jak będą słabo opłacani, to zapał maleje. Mało kto jeszcze pracuje "pro publico bono" - zauważył szef MSiT.