Radosław Kozłowski: - Dwa sezony w Cracovii, dwa mistrzowskie tytuły. 31 bramek i 37 asyst to dorobek godny pozazdroszczenia przez niejednego polskiego zawodnika. Dlaczego działacze "Pasów" postanowili się pana pozbyć? Marek Badżo: - Powodów jest co najmniej kilka. W Cracovii obcokrajowców było ponad stan. Oprócz mnie w zeszłym sezonie w pasiastych trykotach występowali Rudolf Vercik, Josef Mihalik, Stanislav Skorvanek, Igor Bondarevs, Martin Dudasz i Mikko Skinnari. Dodatkowo PZHL wprowadził reformę ograniczającą liczbę obcokrajowców. Prawdę mówiąc, liczyłem się z tym, że po sezonie działacze "Pasów" nie przedłużą ze mną kontraktu. - Złośliwi twierdzą, że miał pan osobisty konflikt z trenerem Rohaczkiem... - Nie chcę o tym mówić. To jakieś plotki, którym chciałbym zaprzeczyć. Cóż mogę powiedzieć? Skończył mi się kontrakt, a działacze z Krakowa nie kwapili się zbytnio, żeby go przedłużyć. - Okres przygotowawczy przepracował pan w Dukli Trenczyn, jednak ostatecznie nie podpisał pan kontraktu ze słowackim klubem. Co poszło nie tak? - Może nie pasowałem trenerowi do jego koncepcji, może miał już zbyt dużo graczy na tę samą pozycję albo po prostu szkoleniowiec uznał, że brakuje mi potrzebnych umiejętności. - Zostawmy może już to co było. Podpisał pan kontrakt z oświęcimskim klubem, dlaczego wybrał pan ofertę przedstawioną przez "Biało-Niebieskich"? - Odpowiedź jest prosta, oferta Unii była bardzo dobra. Szybko doszedłem do porozumienia z oświęcimskim klubem, a negocjacje przebiegły wręcz błyskawicznie. Skontaktował się ze mną tata mojego kolegi - Sebastiana Kowalówki [Ryszard Kowalówka, dyrektor sportowy Unii - przyp. RK] z którym grałem w Cracovii i potem było już z górki. Do gry w Oświęcimiu zachęcili mnie także moi byli koledzy z Cracovii: Jarek Kłys, Patryk Noworyta no i oczywiście Sebastian Kowalówka. Bardzo ciepło wyrażali się o oświęcimskim klubie. Ważna dla mnie była też odległość od mojego rodzinnego miasta - Ostrawy. Z Oświęcimia do domu mam około 100 kilometrów. - Zna pan już kogoś z obecnego składu? Oczywiście oprócz Martina Buczka, który również pochodzi z Ostrawy... - Znam kilku chłopaków z rywalizacji na lodzie. Moim bardzo dobrym kolegą jest Petr Valusiak, ale "Valec" podpisał kontrakt z KTH Krynicą. - A nazwisko nowego szkoleniowca Unii obiło się panu o uszy? - Trener powiedział mi, że pamięta mnie jeszcze z czasów, gdy zaczynałem przygodę z hokejem, ale ja niestety nie mogę sobie przypomnieć trenera Dobosza. Może po prostu mam słabszą pamięć (śmiech). Po treningu mogę powiedzieć, że na pewno dobrze wie na czym polega jego praca. - Słyszał już pan coś o oświęcimskiej publiczności? - Słyszałem. Mogę nawet powiedzieć, że byłem na meczu w Oświęcimiu, gdy Unia walczyła o awans do Ekstraligi. Muszę przyznać, że zrobili na mnie piorunujące wrażenie. Frekwencja na trybunach była tak wielka jak podczas walki o złoty medal mistrzostw Polski. Wsparcie ze strony kibiców i gorący doping będą w nadchodzącym sezonie dla nas bardzo ważne. - Sezon zbliża się wielkimi krokami, w czwartek czeka Was pierwszy poważny sprawdzian formy. Jakie cele postawił sobie pan przed nowymi rozgrywkami ? - Na początek chciałbym, aby kontuzje omijały mnie szerokim łukiem. Jestem napastnikiem i wiem dobrze na czym polega moja rola. O klasie napastnika świadczy liczba zdobytych bramek, bardzo ważna jest także umiejętność dobrego dogrywania do partnerów. Z tego właśnie jesteśmy rozliczani. Postaram się nie zawieść oczekiwań trenera, chłopaków z drużyny, a także oświęcimskiej publiczności i zdobyć ponad 20 bramek. Z chłopakami chcielibyśmy dostać się do fazy play-off i sprawić miłą niespodziankę. Radosław Kozłowski, Oświęcim