- W obecnych, bardzo niepewnych czasach, zmieniła się mentalność ludzi, ale także inaczej podejmowane są decyzje polityczne. Nie zawsze jest pozytywna reakcja na projekty, które mają być realizowane za siedem czy dziewięć lat - podkreślił Bach. Organizatora igrzysk wybiera się zawsze siedem lat wcześniej. Jak zauważył, wpływ na częste wycofywanie się kandydatów ma także polityka. - W wielu krajach społeczeństwo przestało ufać establishmentowi. Jak w latach poprzednich zgłaszały się miasta do organizacji igrzysk, popierane były przez rząd, opozycję, przedstawicieli sportu. To była kandydatura całego kraju. W obecnych czasach ludzie podchodzą do tego inaczej - jeśli coś popiera cały establishment i wszyscy są w tej idei zjednoczeni, to coś musi być w tym podejrzanego. Ta nieufność wpływa na decyzje - uważa szef Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Bach zdaje sobie jednak również sprawę, że wina leży także po stronie MKOl. Przyznał, że proces aplikacyjny jest nie tylko skomplikowany, ale i bardzo drogi. - On wymaga za dużego perfekcjonizmu i stał się przez to za drogi. To jest powód, dla którego poszczególne miasta zastanawiały się, czy w ogóle w nim uczestniczyć - powiedział. Dlatego też MKOl postanowił przeprowadzić reformy. Nie wszystko udaje się od razu ustalić, ale pierwsze kroki zostały już uczynione. Do organizacji letnich igrzysk w 2024 roku zgłosiły się dwa miasta - Paryż oraz Los Angeles. By wyjść naprzeciw tym kandydaturom, MKOl postanowił, że obie aglomeracje będą gościć olimpiadę. - Doprowadziliśmy do "złotej" możliwości, w której dwóch zgłoszonych kandydatów na organizację przyszłych igrzysk - Paryż i Los Angeles - otrzymają do tego prawo w 2024 i 2028 roku - dodał Bach. Oba miasta pod koniec lipca doszły do porozumienia, w wyniku którego olimpiada w 2024 roku odbędzie się w Paryżu, a cztery lata później w Los Angeles. Do sesji MKOl, która zaplanowana jest 13 września w Limie, mają zostać podpisane także wszystkie stosowne dokumenty. Marta Pietrewicz