W Liege Wisłę dopingowało prawie dwa tysiące kibiców. Podczas meczu z ich sektora leciały petardy nawet wtedy, gdy trwała minuta ciszy upamiętniająca śmierć fizjologa Standardu. Do starć doszło jednak po meczu, pod stadionem. Brali w nich udział zwolennicy obu zespołów, ochrona starała się nie dopuścić do starcia. Do zaprowadzenia porządku użyto gazu łzawiącego. Środki te okazały się być wystarczające. Zadyma skończyła się po kwadransie. Obydwa kluby nie unikną kar finansowych. - Belgijska policja zadziałała prewencyjnie i już przed meczem zatrzymała grupę 30 bojówkarzy z Wisły, którzy nie zastosowali się do poleceń. Chodziło o to, by wsiedli do autokaru i przejechali nim na stadion, na co nie chcieli przystać, więc nie zobaczyli meczu - relacjonuje w rozmowie z INTERIA.PL jeden z polskich policjantów, który współpracował z Belgami przy zabezpieczeniu spotkania. W odróżnieniu od spotkania w Enschede, gdzie policja nie wpuściła fanów Wisły do centrum miasta, tym razem Belgowie okazali się o wiele bardziej gościnni i śródmieście oddali kibicom z Krakowa, zabraniając sympatykom Standardu na chodzie w barwach po centrum Liege, by uniknąć prowokacji. - Na to zezwalało lokalne prawo - tłumaczy nam krakowski policjant. Na boisku był remis 0-0, który premiował awansem Standard Liege. Korespondencja z Belgii Współpraca: MiBi